Spódnice w górę – recenzja
„Spódnice w górę” to słodko-gorzka opowieść o problemach współczesnych kobiet podlana sporą dawką humoru.
Na ekranie śledzimy perypetie aż 11 bohaterek zamieszkujących stolicę Francji – kraju kojarzącego się z seksualnym wyzwoleniem. Nie przypadkowo do realizacji filmu wybrano akurat to miasto, w końcu jest ono esencją francuskiej idei piękna, wolności, romantycznej, ale i tej szalonej, miłości.
Recenzje tego filmu są skrajnie różne: część widzów jest nim zachwycona, część nie zostawia na nim suchej nitki. U mnie nie wywołał on tak skrajnych emocji, myślę, że ma swoje dobre i złe strony i o tym chcę Wam opowiedzieć.
Kobiecych wątków mamy w tym filmie mnóstwo, można powiedzieć, że wręcz ocieka kobiecością. Reżyserką jest kobieta – debiutująca w tej roli Audrey Dana, głównymi bohaterkami są kobiety (aż 11!), a cała akcja rozgrywa się w 28 dni, czyli średnim czasie cyklu menstruacyjnego.
Na początku możemy nie nadążać za akcją i klejeniem wątków. Dzieje się wiele, aktorek jest sporo, a na dodatek każda jest inna. Mamy tu uzależnioną od mężczyzn, ze szczególnym uwzględnieniem tych żonatych, Jo (Audrey Dana); inteligentną, lecz nie potrafiącą wyrażać swoich emocji Agathe (Laetitia Casta); silną i niezależną, ale przy tym wyniosłą Rose (Vanessa Paradis); stłamszoną przez domowe obowiązki Ysis (Géraldine Nakache); podporządkowującą swoje życie wyłącznie mężowi i dzieciom Inès (Marina Hands); panicznie bojącą się samotności Sam (Sylvie Testud); przeżywającą wkraczanie córki w dorosłość Lily (Isabelle Adjani). Mamy jeszcze 4 typy kobiet, ale zostawię Wam coś do odkrycia ;) Jednak już po tych opisanych możemy zauważyć, że reżyserka do bohaterek podeszła w dość stereotypowy sposób. Może po to, aby spróbować wyjaśnić skąd się te stereotypy wzięły, a może żeby je w jakimś sensie usprawiedliwić? Mogę się tylko domyślać. Mimo odrębnych historii przedstawionych kobiet, w pewnym momencie ich losy zaczynają się ze sobą łączyć, by w finale filmu uświadomić nam, że mimo tego, jak bardzo się od siebie różnimy i jak różne mamy problemy, to jednak jesteśmy do siebie podobne i mamy ze sobą wiele wspólnego (niestety głównie za sprawą hormonów).
Sama autorka o swoim dziele mówi tak: „Spódnice w górę! to film stworzony przez kobiety z myślą o innych kobietach… no może także o mężczyznach, którzy kobiety wielbią. Nie nazwałabym go jednak manifestem feministycznym. Mężczyznom w moim filmie nie jest łatwo, ale dziewczynom, jest jeszcze gorzej… Są histeryczne, złożone, skomplikowane, zazdrosne, zbyt umalowane, za stare, nazbyt owłosione, a nawet nadmiernie ogolone! To wszystko sprawia jednak, że stają się rzeczywiste i piękne, w tych swoich niedoskonałościach.”
Ta wypowiedź naprawdę wiele wyjaśnia, bo odnosi się do głównych zarzutów stawianych temu filmowi. Czy się z tym zgadzam? I tak, i nie. Na pewno razi mnie stereotypowe przedstawienie płci pięknej jako skupionej na wyglądzie, rozhisteryzowanej, nie radzącej sobie z problemami. Ale zgadzam się, że jesteśmy skomplikowane i każda z nas jest piękna w swych niedoskonałościach. Nie wiem czy się ze mną zgadzacie, ale jestem ciekawa jak Wy odebrałyście ten film.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!