Gorzkie gody – recenzja
Jeśli miałabym określić jednym słowem film „Gorzkie gody”, to powiedziałabym, że jest mocny. To jeden z tych filmów, które ogląda się z zapartym tchem, przeżywając całą gamę uczuć i emocji. Dramat erotyczny w reżyserii Romana Polańskiego przedstawia historię miłości, która zmienia się w destrukcyjną obsesję. Jest określany jako jeden z najbardziej kontrowersyjnych obrazów tego reżysera, którego oskarżano za to dzieło o epatowanie złym smakiem, a nawet o szerzenie pornografii.
Czy faktycznie tak jest? Ja odniosłam inne wrażenie…
„Gorzkie gody” są ekranizacją powieści Pascala Brucknera z 1981 pod tym samym tytułem. Akcja toczy się na luksusowym liniowcu płynącym do Stambułu, gdzie wśród pasażerów znajduje się para znużonych sobą Brytyjczyków: Fiona (Kristin Scott-Thomas) i Nigel (Hugh Grant). Po siedmiu latach małżeństwa Anglicy wybrali się w romantyczną podroż na wschód, mającą odświeżyć ich wpadający w rutynę związek. Na statku poznają ekscentryczną parę: sparaliżowanego od pasa w dół, amerykańskiego pisarza Oscara (Peter Coyote) i jego piękną żonę Mimi (Emmanuelle Seigner). Cierpiący na paraplegię Oscar postanawia podzielić się z Nigelem historią swojej miłości. Związek jego i Mimi zaczął się jak zwykły romans. Piękna, przypadkowo poznana nieznajoma i szaleńczo zakochany w niej, kilkanaście lat starszy mężczyzna. Z początku bardzo subtelna i romantyczna relacja, z biegiem czasu przemieniła się w burzliwy i niebezpieczny związek. Małżeństwo zaczęło pozwalać sobie na coraz śmielsze seksualne eksperymenty, a ich miłość zmieniła się w obsesję. Okazuje się, że to właśnie w jej wyniku Oscar został kaleką, ale szczegóły tego wypadku zostawia na koniec swych zwierzeń. Dzięki tej opowieści Nigel i jego żona zaczynają zastanawiać się nad relacją, jaka ich łączy i dowiadują się wiele o swoim małżeństwie. Nigel, raczej powściągliwy i konserwatywny w poglądach jest początkowo zakłopotany bulwersującą opowieścią nowo poznanego towarzysza podróży. Z czasem jednak ulega fascynacji historią Oscara i jego pięknej żony Mimi. Budzi się w nim pożądanie do tej tajemniczej kobiety, będącej w pewnym sensie przeciwieństwem jego przeciętnej żony. Zaślepiony pożądaniem, nie dostrzega jak ulega manipulacji ze strony ekscentrycznego małżeństwa i staje się pionkiem w ich kolejnej chorej rozgrywce.
Kontrowersyjny w czasie swojej premiery film Polańskiego dziś już tak nie szokuje, przynajmniej nie ze względu na liczne sceny śmiałego seksu.
Szokować za to może do czego jest w stanie doprowadzić człowieka miłość, która nie jest jednoznacznie dobra i piękna – może być też bardzo bolesna i niebezpieczna. Zachęcam Was do obejrzenia tego filmu, jeśli lubicie dobre kino skłaniające do refleksji. Ale tak naprawdę polecam „Gorzkie gody” każdemu, bo mimo ciężkiej, momentami przytłaczającej atmosfery, wzbogaci widza o kilka uniwersalnych prawd dotyczących relacji międzyludzkich.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!