Uwaga! Wysokie napięcie (miesiączka)
Co piąta kobieta tuż przed miesiączką potrzebuje wsparcia psychiatry. Do lekarza zgłasza się jednak tylko co setna z nas. Reszta zaciska zęby i czeka, aż zły nastrój sam minie.
Zespół napięcia przedmiesiączkowego, czyli PMS (od ang. Premenstrual Syndrome) to nie ,,damskie humory” czy ,,histerie”, jak twierdzą niektórzy mężczyźni. Od 1992 roku PMS występuje jako najczęściej występująca dolegliwość na świecie. Wygrywa nawet z migreną.
Najczęściej narzekamy na bóle brzucha, obrzmiałe piersi, zatrzymywanie wody w organizmie.
To symptomy niewygodne, męczące, ale nie dezorganizują życia. Są jednak i takie kobiety, które w ostatnich dniach cyklu nie wahają się przed rzuceniem pracy, spakowaniem walizek mężowi albo zamknięciem na klucz własnych dzieci. PMS to jedna z najczęstszych przyczyn orzekania czasowej niepoczytalności w procesach o zabójstwo, zniesławienie i pobicie.
Introwertyczki i pesymistki znoszą napięcie przedmiesiączkowe znacznie gorzej niż kobiety ekstrawertyczne i nastawione optymistycznie do świata.
Wiele badań potwierdza, że skłonności do ciężkiego przechodzenia PMS są dziedziczne. Jeśli Twoja mama lub babcia bywały przed miesiączką nie do zniesienia, wybuchały płaczem lub robiły ciągle awantury, prawdopodobieństwo, że Ciebie też to spotka, rośnie o 40 proc. Nawet jeżeli w wieku 18 czy 20 lat jeszcze nie zauważyłaś objawów napięcia przedmiesiączkowego, może ono pojawiać się znacznie później, nawet po trzydziestce. U 10 proc. kobiet cierpiących na PMS pojawia się on dopiero po urodzeniu pierwszego dziecka. Z kolei u 15 proc. po ciąży znika lub ulega znacznemu złagodzeniu.
W wielu krajach, m.in. w Stanach Zjednoczonych, lekarze wciąż proponują kobietom, którym nie pomaga kuracja hormonalna, a w czasie PMS są niebezpieczne dla swoich bliskich, usunięcie jajników, niekiedy nawet macicy. W samym Nowym Jorku wykonano w zeszłym roku około 500 takich operacji.
To zawsze ostateczność – przekonuje amerykański ginekolog Douglas Smithson. Miałem pacjentkę, która co miesiąc zamykała dzieci na klucz w domu i wychodziła, bo nie mogła znieść ich płaczu. Wracała po tygodniu, z gigantycznymi wyrzutami sumienia. Miałem i taką, która skonstruowała bombę i podłożyła pod drzwiami denerwujących sąsiadów. Sama zgłosiła się na policję, gdy tylko poziom hormonów wrócił do normy. Są kobiety, które atakują przechodniów, straszą kierowcę autobusu pistoletem, zrobionym z gałęzi… Gdy leki nie pomagają, mamy do wyboru izolowanie ich w szpitalu albo operację, która pozwoli im znów normalnie funkcjonować w społeczeństwie.
źródło: babyonline.pl, samo zdrowie.pl
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!