Nie mogłam się doczekać ich przyjazdu! Jak co roku odwiedzał mnie chrześniak – Mateusz, tym razem miał przybyć ze swoim kolegą, o rzadkim imieniu – Lubomir.
Ten dzieciak pewnie znowu wyrósł. Wszak skończył właśnie 18 lat! Ciekawe, jaki będzie ten jego przyjaciel? I dlaczego ja w ogóle jestem tym tak podekscytowana?
Może dlatego, że tak dawno nie spotkałam się z żadnym mężczyzną, nawet na niewinnej randce, a teraz nagle, dwaj młodzi faceci zamieszkają w moim domu?
W dzień ich przyjazdu postanowiłam przywitać ich wytworną kolacją z winem i świecami, do tego oczywiście wystroiłam się dość elegancko. Nowe, wyszukane szpilki, Czerwona, dopasowana spódniczka, czarne pończochy…
Dlaczego tak starannie przygotowałam makijaż? Same usta malowałam dłużej niż zazwyczaj.
Gdy wreszcie przybyli – byłam rozpromieniona. Sama nie wiem dlaczego tak nadskakiwałam temu Lubomirowi. Częstowałam go winem… ciastem. Bez przerwy uśmiechałam się do niego i wypytywałam o wszystko. Może nie odebrał mnie jako wścibskiej ciotki? Przyznaję, że najbardziej ciekawa byłam, czy ma jakąś sympatię, czy chodzi na randki? Oczywiście, że nie pytałam wprost.
– Taki dżentelmen, jak pan, zbałamucił zapewne niejedno dziewczę!
Zawoalowanymi pytaniami wydobyłam niemało. Uznałam, że to wyjątkowo niedoświadczony młodzieniec, który chyba nigdy nawet nie całował się z dziewczyną.
Ależ mnie to rajcowało!
Okazało się, że mój chrześniak zapoznał w okolicy dziewczynę i w zasadzie całymi dniami przesiadywał u niej.
Dlatego jego przyjaciel cały czas spędzał ze mną. Bardzo polubiłam Lubomira, mimo, że dał się poznać jako nadzwyczaj nieśmiały chłopiec. Było to takie czarujące… Nie mogłam się czasami powstrzymać, żeby przy nim, niby dyskretnie – odwracając się nieco – poprawiać pończochę…
To było przesympatyczne, obserwować jak panicznie wstydliwy chłopiec – cały się czerwieni.
Łapie buraka na widok moich (fakt, że całkiem seksownych) pończoszek z szerokimi koronkowymi zakończeniami. Kiedy dyskretnie podwijałam kieckę i chwytałam paluszkami za misterny materiał manszet – chłopak niemal wychodził z siebie. Wybałuszał oczyska i zapominał języka w gębie.
Wykonując standardowe czynności domowe, nieustannie śledzona byłam przez wzrok Lubomira. Oczywiście zawsze oferował pomoc. Doskonale zdawałam sobie sprawę, czym jest to podyktowane. Dlatego, czasami, zupełnie przypadkowo, na przykład rozpinała mi się bluzeczka… ukazując choćby koronkę stanika, albo większy fragment rowka między mymi półkulami. Wówczas młodzieniec miewał niezgorszą perspektywę. Trudno… Niech się napatrzy, może dzięki temu przezwycięży swą wrodzoną nieśmiałość?
Z jednej strony, gdy niosłam kosz z praniem, śpieszył z pomocą niesienia ciężaru, z drugiej, znów robił się czerwony jak pomidor… A to dlatego, że nie był wprost w stanie oderwać wzroku od mojego koronkowego staniczka wyłaniającego się spod bluzeczki. Wprost chłonął go… oczywiście natychmiast zapominał języka w gębie. Jeszcze bardziej czerwienił się, pomagając rozwieszać pranie na sznurze. Oglądał moją bieliznę z wypiekami na twarzy, mógł wszak przekonać się, jakie mam wyszukane haleczki, jakie gorseciki, jak seksowne i skąpe stringi a zwłaszcza jak dużo posiadam pończoch. Zapewne wyobrażał sobie te fatałaszki na mnie. Może nawet imaginował sobie, jak je z siebie ściągam…
Niesamowitą frajdę sprawiało mi kuszenie chłopca, mimo, że miałam z tego powodu wyrzuty sumienia.
„Chłopaczysko się za bardzo napali, może za dużo sobie wyobrazi, a przecież i tak do niczego to nie prowadzi.” Jednak chęć prowokowania go, była silniejsza ode mnie…
Wieczorem zapraszałam go do swej biblioteczki i szukałam dla niego odpowiednich pozycji, sama wówczas przybierając odpowiednie pozycje…. Musiałam wszak, a to nachylać się do dolnych półek, co powodowało, że a to mocno wypinałam przed nim pupę, a to, nachylona, dawałam dogodny wgląd w dekolt… A bluzeczka zazwyczaj miewała rozpięty, choć jeden, guziczek, stanik, zawsze koronkowy, uwypuklał tylko obfitość sporego biustu.
Jeszcze ciekawiej było, gdy musiałam wspinać się do najwyższych półek, stając na stolik. Wypinając się na nim, umożliwiałam Lubkowi zapuszczanie żurawia pod spódniczkę. Rozkloszowana kiecka pozwala na wiele… zaś pończochy z koronkowymi manszetami pobudzają mężczyznom krążenie krwi niechybnie.
Boże! Ależ mnie to nakręcało, gdy słyszałam zasysanie powietrza przez kawalera…
Wydawało się, że wyjdzie z siebie, gdy mnie obserwował! Sapał… dyszał… a gdy zapytałam go, jakie dziedziny lubi – przez kilka minut nie mógł wydusić z siebie słowa!
Zastanawiałam się, czy jest w stanie dostrzec moje koronkowe majtki. Od kiedy u mnie mieszka, zakładam wyłącznie koronkowe, dobierając te najbardziej prześwitujące, wychodząc z założenia, że nie wiadomo jakie sytuacje się w ciągu dnia przytrafią. Ekscytowałam się zawsze, nasuwając na siebie takie majteczki. Przymrużając oczy, wyobrażałam sobie jakiś moment, gdy młodzian ma sposobność zajrzeć mi pod spódniczkę. I że przez materiał dostrzega zarys mej szparki.
To samo było teraz, przy półkach. Myślałam – „Pewnie nigdy nie widział na żywo cipki… być może to być najbardziej podniecająca sytuacja w jego życiu?”
Dlatego długo szukałam książki… Wiercąc się, przyjmując różne pozycje… Wypinając się mniej, lub bardziej. Byłam zdumiona, jak wielką sprawia mi to frajdę.
Wreszcie prowokacyjnie zapytałam:
– Panie Lubomirze… a jakie ma pan ulubione pozycje???
Myślałam, że wybuchnie! Zastosowanie dwuznacznego sformułowania rozpalało go do głębi.
Okazało się, że lubi absolutnie ambitną literaturę. Przeczytał nawet „Szatańskie wersety” Salmana Rushdiego. Miałam okazję do wyrażenia podziwu dla niebanalnego gustu Lubka. Gdzież mi do niego… Ostatnio czytałam „Grę o Tron”.
– Panie Lubku, arcyciekawe, ale tyle tam przemocy i… seksu.
Nie wiem dlaczego, aż ciarki przeszły mnie po plecach, gdy do młodzieńca wypowiedziałam słowa, celowo wówczas ściszając głos – „przemocy i seksu”.
Przełamał się! Dopytał o szczegóły.
– Cóż, chodzi o to, że w tej powieści kobiety są, co rusz, gwałcone. Zazwyczaj przez brutalnych żołdaków. Np przez niejakiego Górę. A to gwałci niewinną dziewkę w gospodzie, mówiąc, że staje się kurwą, a to okazuje się, że zgwałcił księżniczkę… A jeśli nie gwałty, to przynajmniej sceny ostrego seksu… Jak choćby Khall Drogho bierze Denerys jak klacz… Od tyłu, tak zwierzęco, dziko…
Sama się sobie dziwiłam, że wypowiadam słowa tonem jakby zalotnym, ściszonym głosem i powoli.
Śledziłam jego miny. Był wyraźnie podniecony. Patrzyłam mu prosto w oczy, trochę nawet obawiając się, czy nie odczyta tego jak słów: – Weź mnie jak ową Denereys! Bezpardonowo! Dziko! Moja rozkloszowana spódniczka ułatwi ci zadanie… podobnie jak pończochy… a cienkich, niczym mgiełka stringów, pozbawisz mnie z łatwością… Wszak przed chwilą tak zachęcająco się przed tobą wypinałam… Albo zgwałć mnie jak Góra, wbijając się we mnie bezlitośnie…
Nawet gdyby odczytał moje myśli, był zdecydowanie zbyt nieśmiały, by choćby złapać mnie za rękę. A ja nadal nie dążyłam do niczego, poza niewinnym prowokowaniem.
Kolejnego wieczora, gdy już upewniłam się, że grywa w szachy, zaprosiłam go na partyjkę. Celowo założyłam szalenie króciutką, czerwoną, skórzaną spódniczkę, obcisłą jak cholera, żeby czuć się przy nim maksymalnie seksi. Do tego te szpile. Czerwone, seksowne… wręcz wyuzdane… mógłby ktoś pomyśleć, że tylko dziwki takie noszą…
Lubomir wydawał się być inteligentnym i przewidującym graczem. Jednak musiał się chyba skrajnie speszyć, gdyż popełniał kardynalne, dziecięce wręcz błędy! Ale nie chciałam narażać jego męskiej dumy na szwank. Dlatego celowo się podkładałam.
– Ależ z pana prawdziwy zwycięzca, pogromca! Młóci pan biedną niewiastę nielitościwie!
Słowo „młóci” – celowo dwuznaczne, wywołało na nim wypieki… Więc ja co rusz dodawałam do pieca:
– Ojej! Co za podstępny konik! Ależ mnie pan nim przeleciał!
Rzeczywiście, skoczek zasadził mi widły. A gdy goniec zrobił „szpilę” króla i wieży, zakrzyknęłam:
– Ojej! A to mnie pan przyszpilił! Ależ mnie pan nadział na gońca!
Widziałam po jego twarzy, jakie wrażenie zrobiły słowa: „a to mnie pan nadział”. Sama się sobie dziwiłam, skąd tak łatwo przychodzą mi dwuznaczne sformułowania?
Przy każdej, tego typu, akcji nie tylko egzaltowałam się, ale i pochylałam nad szachownicą. Wąska spódnica dość szybko podjechała do góry… Koronki pończoch znów stały się obiektem spojrzeń Lubomira. Dlatego przegapił bicie hetmana! Oczywiście pokazywałam mu takie sytuacje.
– Ach! Co to się dzieje! Zwykły pion puknie właśnie królową!
Młodzian uniósł oczy do góry, jakby marzył właśnie o „puknięciu” królowej…
Gdy pochylałam się nad okrutnym losem nieszczęsnej monarchini, niesforne guziczki bluzeczki zademonstrowały, że za nic mają ład i porządek… całe szczęście, że założyłam tak wytworny biustonosz… Lubek mógł podziwiać kolejny egzemplarz z mojej obfitej kolekcji kuszących staników, akurat taki, który wyjątkowo eksponuje pokaźny biust…
A ja podziwiałam namiocik rosnący w pewnym, wstydliwym miejscu. Podziwiałam z dumą. Wszak był to rodzaj hołdu oddawanego mojej kobiecości. Wtedy kończyłam królewską grę i zaczynałam rozmowę o życiu. Dużo opowiadałam o sobie, starając się uchylać nieco intymnych sekretów. Jak na przykład to, że zostałam wykorzystana przez młodszego mężczyznę, który wiele obiecywał, a okazało się, że spotykał się jedynie po to, żeby ze mną sypiać. Tak szczere i intymne wyznania, robiły na moim rozmówcy wrażenie. Przełykał ślinę słysząc słowa typu: „poszłam z nim do łóżka”, a zwłaszcza – „zbyt szybko poszłam z nim do łóżka”.
– Taki to niewieści los… w dodatku nędznik okazał się brutalny…
Obserwowałam wówczas, jak namiocik rośnie jeszcze bardziej, a młodzik przenosi oczy z mojego dekoltu, z moich piersi, wznosząc je ku niebu, zdając się mówić: – Jak ja temu nikczemnikowi zazdroszczę!
– Ojej! A czy mogę zapytać co pani zrobił?
„Ojej! Lubku! Coraz bardziej się ośmielasz! Rozkręcaj się bardziej! Tylko co mu na to pytanie odpowiedzieć?”
– Wolałabym oszczędzić szczegółów… dość powiedzieć, że branie kobiety siłą, nie stwarzało mu najmniejszych problemów… Lubił też – tu zawiesiłam głos – dawać klapsy. – „Co tu by jeszcze dodać, żeby go nakręcić???” – Powiem tylko, że na drugi dzień byłam cała obolała…
Wyraźnie dało się odczuć, jak młodzieniec wizualizował sobie moje wyznania, wyobrażał sobie, jaki dostawałam wycisk. Było widać, że chciałby drążyć temat, ale nie wie o co pytać. Spuścił wzrok na podłogę, a potem na moje nogi, na uda opięte seksownymi pończoszkami, co zdradzała podwinieta skórzana miniówka. Nie mogłam się oprzeć, żeby nie zacząć gładzić moich ud dłońmi…
Postanowiłam jeszcze pośpieszyć mu z pomocą.
– Tak to jest… niektórym mężczyznom się wydaje, że kobieta winna spełniać jedynie rolę materaca…
Lubek purpurowiał słuchając mych wyznań i takiego słownictwa.
– Aha, dodam też, że okazał się prostakiem nad wyraz wulgarnym!
Młodzian ponownie ożywił się.
– Wulgarnym także wobec pani? Wobec takiej damy?
– A i owszem… – „kurcze, jak tu gówniarzowi zdradzić, że nazywał mnie suką i dziwką, a nawet kurwą?” – Wie pan, kulturalna kobieta nie potrafi nawet zacytować słów, którymi mnie określał i to co ze mną robił… Nie wiem czy nawet pan się domyśla. Dość powiedzieć, że słowo „przelecieć” nie znajduje się w kręgu słów, które używał.
No, i chyba mi się udało. Lubkowi niewątpliwie śmignęły w myślach pieprzne słowa – może „wyruchać” czy „wyjebać”, bo ten grzeczny młodzian pierwsz raz przy mnie zaklął.
– A to kutas!
W tonie głosu dało się jednak nie tyle złość, co zazdrość…
***
Codziennie dogadzałam Lubomirowi w kuchni jak mogłam. Gotowałam najbardziej zmyślne i wykwintne obiady. Sprawiało mi to nie lada przyjemność. Zwłaszcza, gdy młodzieniec krzątał się po kuchni.
Pewnego razu myślałam, że nie ma go w domu i zapomniałam się… założyłam jedynie fartuszek, pończochy i szpileczki (byłam do tego przyzwyczajona, gdy nie miałam lokatora, często tak chodziłam po domu)… Tak ubrana, czułam się niezwykle seksi. Nie zastanawiałam się, a może nie chciałam zastanawiać się, nad konsekwencjami tego, gdyby chłopak pojawił się w kuchni. W rytm piosenki Abby „Chiquitita” nuciłam sobie i pląsałam przy garach. Kręciłam biodrami najbardziej ponętnie, jak tylko potrafiłam. I nagle, kaszlnięcie uświadomiło mi, że nie jestem sama! Młodzieniaszek cały czas gapił się na mnie!
Wpadłam w panikę. W popłochu, przerażonym głosem, niemal wykrzyczałam:
– O Boże! Panie Lubomirze… jak pan tak mógł!
Sytuacja wprawiła go w osłupienie, bo cały spąsowiał i nie mógł wykrztusić słowa. Fakt, że w tym fartuszku, byłam dla obserwatora dogodnie osłonięta materiałem, a raczej słabo osłonięta, bo z boku było mi widać sporą część piersi… Oczywiście nie odwracałam się tyłem. To by dopiero było! Zobaczyłby moją nagą pupę w całej okazałości…
– Przepraszam pana, panie Lubku… zupełnie zapomniałam się… Boże! A co, gdybym była zupełnie naga???
Lubek, jąkając się niemożebnie, przeprosił bardzo grzecznie. Jednak moje słowa: „A co gdybym była zupełnie naga” – prawdopodobnie wywołały odpowiednią wizualizację, gdyż wyrostek aż zdębiał i rozdziawił buzię. Spuścił wzrok, co rusz łypiąc jednak spode łba, jakby spodziewając się, że spod fartuszka jeszcze coś wychynie. Wycofał się z wielkim bólem. Jednak ta sytuacja podnieciła mnie do tego stopnia, że musiałam przerwać gotowanie… Również wizualizowałam sobie sytuację, w której Lubomir zastaje mnie w kuchni kompletnie nagą… No może jedynie w pończochach i szpilkach… i… pasie do pończoch… Czym prędzej udałam się do sypialni…
Od tamtych chwil, wciąż szukałam okazji, w których Lubomir mógłby podziwiać moje wdzięki. Stało się to dla mnie swego rodzaju obsesją, od której nie mogłam się uwolnić. Myślałam tylko o sposobnych sytuacjach.
Sporo możliwości ku temu stwarzało sprzątanie domu, w tym pokoju młodzieńca. Wyczekiwałam na moment, kiedy tam był i oczywiście wprzódy pytałam, czy nie przeszkadzam. Okazywało się, że nigdy nie przeszkadzałam! Ale zawsze czuł się zażenowany. Na przykład, gdy wpadłam z odkurzaczem. Miałam na sobie czarną, skórzaną minispódniczkę, bardzo krótką i bardzo obcisłą. Dlatego przy nawet niewielkich ruchach, niesfornie podjeżdżała do góry. Udawałam, że tego nie zauważam. Ale on już zauważał co trzeba… czarne pończochy, z ciekawymi manszetami i szwem, również robiły swoje. Natomiast, gdy tylko wyłączałam odkurzacz, zagadywałam go, zawsze uśmiechając się. Był skrępowany nawet kiedy opowiadał, co zamierza robić w życiu: że planuje studiować filologię polską, że marzy mu się bycie redaktorem. Chwaliłam go za ambitne pomysły.
– Panie Lubku! Jak ja wysoce cenię mężczyzn, którzy wiedzą, czego chcą! Jakaż szkoda, że nie nazbyt wielu spotykałam takich w swoim życiu.
Pomyślałam, że ja na prawdę niesamowicie cenię tego młodzieńca. Po czym wracałam do odkurzania, ponownie kręcąc powabnie pośladkami. Prawdziwą rozkoszą było obserwowanie młodzika, jak żarłocznie podąża za nimi wzrokiem. Widziałam, że aż go skręca. Sama nie rozumiałam, dlaczego coraz bardziej mam ochotę go kusić, ale też zdawałam sobie sprawę, że w miarę jak się otwiera, coraz bardziej go… lubię.
Szczególnie podobało mi się sprzątanie podłogi. Zawsze zapałętał się tam jakiś okruszek, którego obowiązkowo należało usunąć.
– Panie Lubomirze… twierdzi pan, że przesadnie dbam o czystość… to rzeczywiście może być jakaś obsesja, widzi pan, nawet sprawiłam sobie specjalny strój do tej czynności. Jak się panu podoba?
Młodzieniec znów stracił język w gębie, gdy się tak na mnie gapił z góry. Trochę wstydził się patrzeć mi w oczy… Ale nie mógł, nie zabłądzić w moim dekolcie. Strój pokojówki był dla mnie rodzajem fetyszu, czułam się w nim tak kobieco i tak seksownie, jak w żadnym innym. Wszak sugerował, że jestem jakby służącą… jakby na usługi. Dlatego teraz, gdy założyłam go, idąc na sprzątanie do Lubka, byłam niezwykle podniecona. Czekałam, co powie, patrząc mu prosto w oczy. W końcu przemógł się.
– Wygląda pani zjawiskowo… w tym stroju…
Po czym zapłonił się.
– Doprawdy? – dopytywałam się, chcąc sprowokować go do konwersacji – może to przez te falbanki i koronki?
Wiedziałam doskonale, jak takowe fatałaszki działają na ród męski, a zwłaszcza koronki i falbanki, do tego w połączeniu z kusą spódnicą i wydatnym dekoltem.
– Tak… o tak… – odrzekł lakonicznie, zdradzając potężną tremę.
W stroju pokojówki wprost uwielbiałam pochylać się z miotełką. Wszędzie czaiły się nieprzebrane zastępy okruszków…
– Panie Lubku, a może przeszkadza panu to, że tak ciągle pana nachodzę? – Spytałam kokieteryjnie, doskonale zdając sobie sprawę, jak bardzo chłopak nie może oderwać ode mnie wzroku i jaki jest smutny, gdy oznajmiam, że już wychodzę.
Zazwyczaj nieśmiały, często zapominający języka w gębie, tym razem nadzwyczaj raźno zaprotestował.
– Ależ nie! Pani mi nie przeszkadza! Pani Marto… pani mi nigdy nie przeszkadza i nie będzie przeszkadzać!
Zabrzmiało to niemal, niczym wyznanie miłosne, aż mi się zrobiło cieplej na serduszku. To przyjemne uczucie być utwierdzoną w tym, że chłopak najwyraźniej mnie lubi, nawet… bardzo lubi!
– Panie Lubomirze… miło mi to słyszeć – uśmiechnęłam się serdecznie, pokazując zęby, nie przestając pochylać się nad podłogą, tropiąc okruszki – muszę panu wyznać, że ja bardzo lubię z panem rozmawiać…
– Na prrrawdddę??? – aż się zająknął.
– Naprawdę! Dla takiej samotnej kobiety, ze wsi, jak ja, spędzanie czasu z tak interesującym mężczyzną, to prawdziwa przyjemność… – Powiedziawszy to, sama się sobie dziwiłam, jednak z drugiej strony przyznawałam sobie w duchu, że ja rzeczywiście uwielbiam spędzać z nim czas.
„Zaraz, zaraz! Kobieto! Czy ty przypadkiem się w nim nie zabujałaś???”
Przy sprzątaniu, świetnie czułam się przy ścieraniu podłogi, wtedy byłam w pozycji – na kolanach… pochylona, bardzo pochylona… Uwielbiałam, gdy Lubomir taką mnie bacznie obserwował. Z rozdziawionymi ustami.
– Pani Marto… naprawdę nie przeszkadza mi to, że pani tak nieustannie sprząta… Naprawdę! Twierdzi pani, że lubi ze mną spędzać czas… że jestem interesującym mężczyzną, dlaczego tak pani mnie ocenia??? – mimo, że zmieszany, był wielce zaintrygowany.
– Cóż… panie Lubku – jak ja lubiłam takie okazje do komplementowania mężczyzn! Do wbijania ich w dumę.
Tłumaczyłam, nie przestając kręcić szmatą i jednocześnie, najzgrabniej jak umiałam, wywijając tyłkiem i miarowo kołysząc biustem.
– Uważam, że jest pan ciekawym, nietuzinkowym wręcz dżentelmenem, z jednej strony, ze względu na pańską wrażliwość, grację… kulturę bycia, zaś z drugiej strony, ze względu na pańskie ambicje, tak przecież konkretne, na pańską wiedzę i inteligencję…
Pomyślałam sobie, że ja również, właśnie z dwóch stron jestem interesująca dla młodzieńca… Nawet czułam jego wzrok na obu stronach… Takoż samo świdrował moją pupę, jak wbijał się w rowek między dwiema półkulami.
Uwielbiałam sobie wyobrażać, że jestem autentycznie pokojówką, pracującą na kolanach i wypinającą pupę… I że wtedy właśnie dopada mnie władczy mężczyzna, właściciel domu, w którym sprzątam. Bezceremonialnie zadziera mi spódnicę… najpierw wymierza klapsy, by pokazać, kto tu rządzi, a potem… potem robi swoje. Bez pytania nakierowuje swą męskość na moją muszelkę… Moje skąpe stringi jedynie odsuwa na bok. Trzyma mnie za biodra, zmuszając, bym była wypięta, po czym zdecydowanym ruchem napiera na moją piczkę. Czuję, że jako posłuszna pokojówka powinnam być uległa wobec swego pracodawcy. Zatem spolegliwie się wypinam i gościnnie przyjmuję jego twardą kuśkę w mej ciasnej grocie, wzdychając przy tym i pojękując, oczekując bardzo mocnych pchnięć… bardzo ostrego pieprzenia…
Lubek zdziwił się zapewne, dlaczego będąc wypiętą na podłodze, nagle przerywam pracę, przymykam oczy i wzdycham głęboko…
Tak bardzo polubiłam przychodzić do pokoju Lubomira, że wykorzystywałam ku temu najdrobniejsze preteksty. A może to jakieś moje uczucia opiekuńcze… (zgoła macierzyńskie?) brały górę? Nawet przychodziłam prasować jego rzeczy. Uwijałam się przy tym zgrabnie przy desce do prasowania, gdy on leżał na łóżku i czytał. No tak, czytał… To znaczy, wtedy to już chyba nie za bardzo był w stanie czytać. Po prostu nie odrywał ode mnie wzroku. Oczywiście znów miałam na sobie króciutką spódnicę… znowu rozkloszowaną. Chyba dlatego nie podnosił się z łóżka. To znaczy on nie… bo nie wiem, czy na tym łóżku coś innego tam się nie podnosiło…
– Panie Lubku, szykowny z pana dżentelmen! Cóż za eleganckie koszule! A czy bokserki też mogę panu przegnieść???
Skonsternowany młodzian tylko łypał oczami. Nie wiem, co tam sobie wyobraził po mojej deklaracji odnośnie bokserek, ale jego rozmarzona mina wskazywała na wiele.
– O tak pani Marto… pani zawsze mnie pochwali… i jest taka… usłużna. Oczywiście, poproszę o wygniecenie mi bokserek…
Czerwienił się.
Z czasem, chyba coraz nachalniej wpadałam do pokoju Lubomira. Zadeklarowałam się także ze ścieleniem mu łóżka (chyba, jako jedynak i nieco maminsynek, nigdy tego nie robił). To była świetna okazja, żeby ujrzeć go w samych slipkach. Bardzo mnie to ekscytowało. Zresztą jego też. Wyraźnie to było widać…
– Panie Lubku, jak pan widzi, nie tylko lubię sprzątać, ale w ogóle lubię porządki i… lubię czuć się potrzebna, ale jako samotna kobieta… niestety nie mam się kim troszczyć…
Widziałam po jego minie, że po takim wyznaniu chciałby wręcz wykrzyczeć.
– Mną!!! Mną niech się pani troszczy, opiekuje!!! Od świtu do zmierzchu! I przez noc! Zwłaszcza przez noc!
Ale oczywiście na to nie miał odwagi się zdobyć. Choć i tak coraz bardziej się ośmielał, coraz mniej ukrywał swój wzrok, gdy patrzył, jak podczas ścielenia pochylam się i wypinam w jego stronę pupę… A spódnicę nieodmiennie miałam na sobie króciutką i rozkloszowaną… I nieodmiennie chodziłam w pończoszkach. Tym razem miałam takie z kokardkami przy manszetach. Wyjątkowo seksowne. Dało się to poznać po wyjątkowo marzycielskim wzroku Lubka. Pokokietowałam go jeszcze troszkę. Musiałam poprawić karnisz. Młodzieniec leżący na łóżku miał idealny punkt widokowy. Poprawiałam firankę, to z lewa, to z prawa, stojąc na parapecie, pomerdałam chłopaczynie kuperkiem porządnie.
– Panie Lubomirze, niech mnie pan asekuruje na tym wąskim parapecie, bo jak się niechcący puszczę, to… wyląduję z panem w łóżku…
Celowo prowadziłam gierkę słowną. Sformułowania – „bo się puszczę”, „wyląduję z panem w łóżku” działały na młodziana jak płachta na byka. Jeszcze bardziej podziałała konieczność trzymania mnie za nogi, żebym nie spadła z parapetu. Sama nie wiedziałabym, na co odważył się, czy wykorzystał okazję i próbował zajrzeć mi pod spódnicę. Jednak sama taka możliwość nakręcała mnie niemożebnie. Zobaczyłby wówczas te moje koronkowe, mocno transparentne stringi… Dlatego zerkałam kątem oka. Był teraz znacznie bardziej odważny, niż przy biblioteczce. Spozierał mi pod spódnicę! Bardzo mnie to podniecało! Chciałam, żeby zobaczył moje seksowne majtki. Mało tego. Chciałam, wręcz pragnęłam, żeby zobaczył zarys mojej cipki, przebijający się przez materiał. Dlatego musiałam rozszerzyć nogi. Oczywiscie po to, żeby się stabilniej utrzymywać na parapecie…
Zerknęłam. Teraz dopiero gapił się mi pod kieckę. Z rozdziawionymi ustami. Na pewno zobaczył stringi! Przy oknie było jasno. Na bank musiał dostrzec przez cienką koronkę wyraźną kreskę… Pomyślałam – mój ty młodzieniaszku, wreszcie to zobaczyłeś! Masz przed sobą dojrzałą piczkę, może nie w pełnej krasie… ale za to w pięknej, koronkowej oprawie! Chcesz mnie mieć jeszcze bliżej? Wiadomo, że chcesz. No to, bardzo proszę!
W kontrolowany sposób „straciłam równowagę” i…
– Ojej! Puściłam się!
Co to było za uczucie wpaść w ramiona młodego mężczyzny, wybawiającego mnie z opresji!
– Panie Lubku! Uratował mnie pan, po tym, gdy się puściłam… W pańskich mocarnych ramionach mogłabym tak trwać do końca świata!
Egzaltowanie wychwalałam chłopaczka, chwytając go mocno za szyję. Lubomir trzymał mnie jeszcze mocniej… Czułam na pupie mocny chwyt jego dłoni. I… trwaliśmy w takiej pozycji dłuższą chwilę. Nie miałam wątpliwości, że gdyby na miejscu nieśmiałego uczniaka był tylko troszkę odważniejszy mężczyzna, rzuciłby mnie na łóżko, wskoczył na mnie i bezpardonowo zadarł spódniczkę. A potem… nie dał chwili wytchnienia, ani mi, ani mojej świątyni rozkoszy, którą dopiero co podglądał.
Rozmarzyłam się, przymykając oczy, a rozchylając usta. Och… puściłabym się z przyjemnością…
Oczywiście Lubek nie miał śmiałości do wykonania jakiegokolwiek kroku, a ja wtedy jeszcze nie byłam przekonana, czy powinnam bardziej prowokować niewinnego studenta.
Należało korzystać z uroków upalnych wakacji. Założyłam bikini, w którym mogłam paradować w ogrodzie. Nie omieszkałam zaprosić Lubomira do obchodu moich włości, pokazywałam mu pieczołowicie każdy kwiatuszek, wyznając jaką pasją jest dla mnie ogród. Młodzieniec pochylał się wraz ze mną. Chłonął woń kwiatów, chociaż odnosiłam wrażenie, że nos lokuje bliżej mnie, niż podziwianych roślin. Nigdy nie żałowałam pieniędzy na drogie perfumy, a w takich chwilach, jak te, nie żałowałam swych decyzji.
Zdawałam sobie sprawę, że moje bikini jest nadto odważne, ale… to sprawiało mi tym większą satysfakcję. Wiedziałam, że w skąpym i mocno opinającym staniku, moje piersi bujają się mocno przy każdym pochyleniu nad kwiatami. Dokładnie w ślad za nimi podążał wzrok Lubka. Najbardziej skupiał się na moich cyckach, możliwe, że dlatego, że przez obcisły materiał biustonosza doskonale dało się zauważyć sutki. Prężyły się dumnie. A im bardziej czułam się podniecona, tym bardziej, sterczały suteczki…
Wzrok studenta zdawał się być obłędnym.
– Pani Marto, tyle u pani truskawek! Pani ogród przywodzi mi na myśl słynny obraz „Ogród rozkoszy” Hieronima Boscha.
– Przyznaję… nie znam.
– Ależ to znakomity tryptyk niderlandzkiego mistrza! Aluzja niewinności zmysłowych rozkoszy.
– Och… panie Lubku, ależ z pana wytrawny znawca!
Komplementowałam go, a w duchu pomyślałam, że dziś jak nigdy mam ochotę na owe zmysłowe rozkosze i to… niekoniecznie na te niewinne. Nie do końca rozumiałam, dlaczego rozmowa z młodzianem tak bardzo mnie podnieca.
A może to jego gadanie o owocach było zamierzonymi niewinnymi aluzjami do sterczących sutków? Całym sobą w końcu młodziak mówi, że chciałby mnie posmakować… a pewnie zwłaszcza cycuszków…
Już sobie to wizualizowałam, że rozpinam przed nim stanik, a on łapczywie dorywa się do moich „melonów”… Zachłannie je całuje… ssie… wreszcie gryzie! Oj, byłby to dokładnie raj dla niego, a raczej „ogród rozkoszy”, jak u tego niderlandzkiego artysty.
Tymczasem skąpy był nie tylko biustonosz, ale także majtki. Dlatego Lubek miał jak na dłoni moje pośladki, a już gdy pochylałam się nad rabatkami, mój kuperek miał tuż przed nosem.
Dostrzegłam wybrzuszenie w spodenkach. Łatwo też było czytać w jego myślach, ani chybi imaginował sobie, jak pękają sznureczki w bikini, czy to stanika, czy to majtek. Przecie tak niewiele brakowało, żebym była zupełnie naga… Pomyślałam sobie, co by to było, gdyby na miejscu studenta znalazł się namolny sąsiad, pan Edzio… Oj, nie utrzymałby on rączek przy sobie! Ani chybi, nie utrzymał! Jego łapki zawsze bywały lepkie, nawet gdy miałam na sobie „przyzwoitą” sukienkę, a co dopiero, takie bikini! Oj, uwziąłby się na moje sznureczki… uwziął…
Zdałam sobie sprawę, że obcisłość majtek powoduje, iż materiał doskonale uwidacznia moją „pionową kreskę” – tak zwany efekt cameltoe.
Z jednej strony zawstydzało mnie to, ale z drugiej podniecało, gdy uświadamiałam sobie, że prowokuje to Lubka… A dało się to zauważyć, gdyż jego wzrok zbyt często podążał w stronę szparki w majtkach…
Pomyślałam sobie wtedy – A co! Powiem mu o tym… a to go zawstydzę! Sama się zawstydzę, ale jakże podniecę!
– Panie Lubomirze, czuję się nieco zażenowana… ale widzę, że pańskie oczy, co rusz lądują na moich majtkach… Dopiero teraz się domyśliłam powodu… Cameltoe!
– Aaaa… a co to? – drżącym głosem zapytał student, zapewne wstydzący się przyznać, że wie, co to.
– No wie pan… W dosłownym tłumaczeniu, to „wielbłądzie kopyto”… czyli takie ułożenie zbyt mocno napiętej bielizny, które zbyt mocno ukazuje miejsca intymne…
– Ach… tak… – młodzian nie mógł już teraz oderwać wzroku od mego krocza.
– No tak. Paparazii wręcz polują na gwiazdy w zbyt opiętych leginsach… A potem różne portale plotkarskie rozpisują się o celebrytkach i ich wargach sromowych…
Celowo użyłam słów „warg sromowych”, żeby obserwować zmieszanie Lubka, ale też po to by mu zakomunikować – „widzisz, dokładnie oglądasz sobie kształt mojej cipki!”
– Przepraszam pana panie Lubku, że naraziłam pana na takie widoki… Sama też jestem zażenowana… czuję się tak, jakby oglądał mnie pan w stroju Ewy… zupełnie nagą… – jakoś czułam potrzebę, jak najdłuższego gadania o tym przy Lubomirze.
– Wobec tego, pozwoli pan, że zdejmę ten strój, a założę inny, tym bardziej, że zaplanowałam sobie opalanie…
Tak na prawdę założyłam jeszcze bardziej odważny kostium. Fioletowy, szczególnie skąpy. Tyle, że już bez wstydliwego efektu cameltoe. Nigdy przy żadnym mężczyźnie nie odważyłabym się go nosić, lecz… przy Lubku, jakoś nie mogłam się oprzeć. Rozłożyłam się na leżaczku, fakt, że ktoś mógłby uznać, że nazbyt „kusząco”…
– Zaraz, zaraz, panie Lubomirze, czy „Ogród rozkoszy” to nie jest czasem też traktat jakiegoś szejka z kanonu arabskiej literatury erotycznej. Pono jest on szczególnym podręcznikiem – pełnym porad co do sposobów uprawiania miłości, ale też symboliki i anegdot, głoszący, iż miłość cielesna to dar Najwyższego ofiarowany ludziom, by im nieść uciechę?
Młodzieniec zapłonił się, słysząc moje słowa…
– Tak… tak, coś czytałem – wydukał skonsternowany tym, że mówię tak wprost o miłości fizycznej. – Przepraszam, że tak wstydzę się… widać to po mnie, że się czerwienię… ale ja nigdy w ten sposób nie rozmawiałem z kobietą… – bąkał, patrząc prosto na moje cycki, słabo osłonięte, wyjątkowo oszczędnym staniczkiem.
– Panie Lubomirze! Czy zechciałby pan wetrzeć we mnie olejek do opalania? – Uśmiechając się uwodzicielsko, nadstawiłam kark do masażu.
Chłopak zdawał się być przeszczęśliwy. Smarował delikatnie, tak bardzo drżącymi rękami, że przez to podwójnie się wstydził.
– Przepraszam panią, że robię to tak niezdarnie… znów widzi pani moją tremę.
– Rozumiem pańską nieśmiałość wobec kobiet, może w jakiś sposób mogę panu pomóc…
– Ale jakby to pani chciała zrobić? – w jego głosie dało się wyczuć zaintrygowanie.
– Hmm… sama nie wiem, ale… ach! Jak pan wybornie masuje! Wspaniałe, silne, męskie dłonie… ach! Mistrzostwo świata!
Komplementy nie tylko go ośmielały, ale i pobudzały. Masował coraz wprawniej. Starał się unikać okolic biustu, ale gdy się kręciłam, piersi same ocierały się o jego ręce. Materiał stanika, co prawda osłaniał brodawki, ale… niewiele więcej… Kształt moich obfitych kuli miał aż nadto widoczny. A gdy obracałam się, celowo dość energicznie, majtałam cyckami na potęgę, zdawało się, że lada moment biustonosz zsunie się nieco i wtedy studenciak będzie mógł sobie dokładnie obejrzeć moje brodawki…
Działało to na niego, jak płachta na byka. Dociekał:
– Jak mogłaby mnie pani ośmielić, pani Marto?
– Hmmm, cóż… skoro nie był pan nigdy na randce, może coś wymyśleć w tym kierunku, tylko co? – zachodziłam w głowę. Powoli jednak snuł mi się pewien, dość chytry plan. – A może udawana randka? – uśmiechałam się.
Jednocześnie wyginałam się i prężyłam pod wpływem masażu. Podsuwałam sama biust pod drżące ręce niewprawnego, młodego masażysty, przez co, co rusz zaczepiały one o stanik, co powodowało, że w końcu materiał zsunął się z brodawek, ukazując Lubkowi dumnie prężące się sutki.
Chłopak zdębiał, chciał przepraszać, ale tylko bąkał coś nieskładnie.
Grałam skrajnie skonsternowaną i udawałam, że wstyd mnie sparaliżował. Przez to, zanim z powrotem okryłam porządnie piersi, dałam studentowi czas na ich obejrzenie. Skorzystał z tego solidnie. Wbijał w nie wzrok, jakby dostał zadanie zapamiętania ich tak doskonale, by móc z pamięci naszkicować je, wiernie odwzorowując każdy szczegół. Jego wzrok, jakby zdradzał, że młodzieniec ujrzał na żywo nagie kobiece piersi, po raz pierwszy w życiu.
– Ach… panie Lubomirze… – przejętym głosem manifestowałam swe zmieszanie.
Okryłam najpierw piersi dłońmi, zdając sobie sprawę, że taki widok działa na mężczyzn niezwykle podniecająco.
– Ach… panie Lubomirze – powtórzyłam. – Nie wiem doprawdy co powiedzieć… Niech pan nie przeprasza… to nie pańska wina, że założyłam tak skąpy biustonosz… No i to ja się zbytnio wierciłam, ale… to już pod wpływem pańskiego ekscytującego masażu – dodałam, uśmiechając się kokieteryjnie. – Zatem, jest pan utalentowanym mężczyzną, który z łatwością potrafi obnażyć kobietę, prawdziwym zdobywcą – szczerzyłam zęby w szerokim uśmiechu.
Zbaraniałemu studenciakowi zabrakło języka w gębie.
– A teraz, panie Lubomirze, proszę się odwrócić. Muszę poprawić stanik. – Teatralnie zakomunikowałam, jakby to wymagało jakichś specjalnych zabiegów. Wiedziałam, że odwrócony chłopiec będzie sobie wyobrażał jak ponętna, półnaga kobieta operuje przy swych pokaźnych cyckach… I że będą to myśli nieobojętne dla stanu jego podniecenia…
– Pani Marto… proszę sobie ze mnie nie dworować… jaki tam ze mnie zdobywca. A co do randek, to przyznaję się, nie tylko nie byłem na randce, ale przez usta nie przeszłoby mi, żeby w ogóle, jakąś dziewczynę zaprosić… Widzi pani, jaka ze mnie oferma?!
– Ależ to nieprawda! Stanowczo nie zgadzam się z tą opinią! Jest pan bardzo męski! Silny… – Chciałam go podbudować. A jeszcze bardziej kusić. – A propos pańskich mocarnych ramion. Czy byłby pan tak uprzejmy i zechciał wymasować mi uda?
– Chłopiec zdębiał. Lecz dało się zauważyć radość w jego oczach. Znów drżały mu ręce, gdy ulokował je na moim udzie. Ale nie odwrócił oczu, gdy pochyliłam się nad nim. Moje piersi huśtały się ponad jego głową, niczym zegarowe wahadła. Wzrok młodzieniaszka mówił wszystko: – Dorwać je! Pieścić! Macać! Gnieść!
I z takim właśnie zapałem mnie masował. Jego wzrok zdradzał także, że podobają mu się moje nogi. A to mi szczególnie schlebiała, gdyż jestem na ich punkcie niezwykle wrażliwa.
Wiem, że są długie i wydaje mi się, że dość zgrabne, czego dowodzić mogły męskie spojrzenia, gdy paradowałam po ulicy w krótkich spódnicach. Dlatego tak bardzo ukochałam miniówki. Sąsiad, pan Edzio, nie raz komplementował moje nogi, zawsze powtarzał, że powinnam nosić krótsze spódniczki i często, jakby chcąc tego dowieść, chwytał za rąbek mej kiecki, podciągając nieco do góry – „O, a nie mówiłem, że ma paniusia zgrabne nóżki! Nie można ich zakrywać za długimi spódniczynami!”
– Panie Lubku – wyszeptałam namiętnym głosem – teraz drugie udo.
Rozchyliłam uda w zapraszającym geście, jakbym wabiła: – „Weź mnie…”
Studentowi jeszcze bardziej drżały dłonie, jeszcze bardziej energicznie wcierał we mnie olejek.
– Panie Lubomirze… proszę wyżej.
Rozchyliłam wtedy uda jeszcze szerzej, jakbym zachęcała: – „Wejdź we mnie…”
Chłopiec wariował. Wmasowywał we mnie olejek okrężnymi ruchami dłoni. Stawało się to coraz bardziej namiętne.
– Panie Lubku… proszę jeszcze wyżej…
W tym momencie rozłożyłam nogi szeroko, wręcz mogłoby się wydać, jak podczas stosunku.
Młodzian, rozpalony, sięgał posuwistymi ruchami rąk w okolice moich majtek. Przez to, że majteczki były również wyjątkowo skąpe, widział wyraźnie, że łono mam starannie wydepilowane. Nawet mu się wyrwało.
– Jest pani taka zadbana – po czym jakby ugryzł się w język.
– Dziękuję, panie Lubku! To miłe dla kobiety, otrzymywać tego typu komplementy. Chciał pan podkreślić to, że mam wydepilowane nogi… i nie tylko?
Celowo dodałam to „nie tylko”. Chciałam by wybrzmiało to jak: „Widzisz mój chłopcze, mam starannie wydepilowaną cipeczkę”.
Zaczerwienił się. Lecz jednak ośmielony, powtórzył.
– Tak. Ma pani piękne, pięknie wydepilowane nogi… i nie tylko…
Nie przestawał masować góry ud w okolicach moich majtek. Skąpych majtek. Pomyślałam sobie, że znam niejednego takiego, który na jego miejscu znacznie bardziej rozpędziłby swoje dłonie. Na przykład pan Edzio. Och, on to by je rozpędził! Nie zmarnowałby takiej okazji. A z majteczek zostałyby, co najwyżej, strzępy…
***
Wieczorem usiadłam z Lubomirem na kanapie. Dociekał, jakiż to wykreowałam pomysł, aby go ośmielić w kontaktach z płcią piękną. Gapił się jednocześnie na moją bluzeczkę, transparentną, może zbytnio prześwitującą… Ale przeze mnie ubóstwianą. Specjalnie nie założyłam pod nią stanika… Wiem, że to tanie… zapewne nazbyt prowokacyjne, ale… chciałam się tak czuć, chciałam być nieco kokieteryjna. Wiem, jak w takich sytuacjach na mężczyzn działa widok piersi, niby nie odkrytych, zasłoniętych materiałem, ale trochę widocznych… z zarysowującym się ich kształtem i… brodawkami. Pan Edzio nie omieszkałby skomentować mojej bluzeczki, niewątpliwie byłby nią zachwycony, kto wie, czy nie chciałby jej pomacać… Czy nie chciałby? Ależ oczywista, że by chciał!
Założyłam nogę na nogę, poprawiając kusą, białą spódniczkę, gdy wyjawiłam młodzieńcowi swój plan.
Zamurowało go.
– A może panie Lubomirze… tak trochę mówię na gorąco, jeszcze nie wiem, czy to dobry pomysł i nie wiem, czy się ostatecznie na niego zgodzę, ale może poudawalibyśmy… tak zagrali, że… że… mamy ze sobą randkę? Co pan o tym myśli? – bacznie wpatrywałam się prosto w oczy studenta.
Chłopak długo nie odpowiadał, ale wyglądał, jakby był w siódmym niebie. Po chwili, nie patrząc mi w oczy, lecz wpatrując się w koronkowe manszety pończoch, których obecność ujawniła, niesubordynowanie skąpa kiecka, cedząc słowa, wydusił z siebie:
– Ależ pani Marto… co ja na to??? Mój Boże! To przecież byłaby zdecydowanie najszczęśliwsza chwila mojego życia… Randka… z… panią??? Nie mogę w to uwierzyć! Nawet mimo to, że byłaby to, najzupełniej w świecie, udawana randka!
– A więc doskonale! Po prostu umówmy się na jutro, na osiemnastą! Co pan na to?
Cały wieczór myślałam o swoim pomyśle z udawaną randką. Byłam nim mocno podekscytowana. Gdy udałam się do sypialni, celowo nie zamknęłam drzwi, jakby licząc, że młodzieniec będzie usiłował mnie podglądać. Zrazu nic takiego się nie zadziało.
Próbowałam sobie wyobrazić przebieg takiej randki i… jej skutki. Sama nie wiem, jak bym się wtedy zachowywała? A jak nieśmiały młodzian? Czy przytulimy się? Czy może nawet dojdzie do pocałunku?
Wyobraziłam sobie na jego miejscu pana Edzia… Pan Edzio… już on nie zasypiałby gruszek w popiele. Na randce?! Byłby aktywny, niewątpliwie zbyt aktywny… Nie utrzymałby on rączek przy sobie zbyt długo…
A Lubek? To zupełnie inna bajka. Ale to i tak chyba dobry sposób, żeby nauczyć go obcowania z płcią przeciwną…
Wtem, usłyszałam szmer. Tak, to on! Z daleka, ale ukradkiem, zaglądał do mojej sypialni! Udałam, że nic nie dostrzegłam i jak niby nigdy nic, zaczęłam się rozbierać. Robiłam to niezmiernie, ale to niezmiernie powoli… Bardzo mnie to podniecało! Myśl, że z ukradka podgląda mnie młody chłopak… Ociągałam się przy rozpinaniu guzika spódnicy, jakby to było arcytrudne zadanie. Potem długo guzdrałam się z suwakiem.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, co poczuł napalony gówniarz. Jak oczekiwał czegoś, czego nigdy w życiu nie doświadczył, jak ekscytował go widok rozbierającej się kobiety.
Powoli zsuwałam spódnicę po nodze, jakby to był jakiś szczególnie uroczysty ceremoniał. Domyślałam się, jakie emocje wywołuje u niego ta swoista tajemnica, a jakie podniecenie – widok moich obnażonych nóg w pończochach i szpilkach.
Czy to go bardziej zainspirowało do wspólnej, choć udawanej, zapowiedzianej randki?
Przez uchylone drzwi sypialni Lubomir podglądał mnie bez przerwy!
Powoli zdejmowałam stanik, powoli zsuwałam majtki. Wreszcie ubrałam tę właśnie koszulkę nocną. Seksowną jak cholera… Dostałam ją niegdyś od pewnego księgowego, który usiłował mnie zdobyć. Lowelasowi marzyło się, żeby mnie ujrzeć w tym stroju…
Zapewniał: – Pani Marto… w tej zjawiskowej kreacji, koronkowym majstersztyku… pani wdzięki będą wyeksponowane fenomenalnie… będzie pani wyglądać fascynująco.
Ale nie dla psa kiełbasa, nie dla starego podrywacza takie widoki moich wdzięków. Nigdy mnie w niej nie zobaczył, mimo, że długo nie składał broni.
A tymczasem, ten pryszczaty młodzian, miał owy widok w pełnej krasie. Boże, jak mnie to podniecało! Rozmyślnie, z premedytacją wręcz, prężyłam się na łóżku eksponując swe wdzięki. Rozkładałam się, przewracałam z boku na bok, wreszcie pindrzyłam się do lustra, a to nachylając się, a to wypinając pupę.
Kątem oka obserwowałam ukrytego za drzwiami Lubka. Miałam wrażenie, że trzyma się za krocze… Tak! Wyraźnie trzymał swojego wacusia wyjętego z rozporka! Boże! Alez mnie to rozpaliło.
Chyba to wystawianie się do podglądania, weszło mi w krew…
Kolejnego dnia, rano, gdy udałam się na poranną toaletę, „zapomniałam” zamknąć drzwi łazienki. Czujny młodzian niemal natychmiast zwietrzył trop i zjawił się w pobliżu.
Tradycyjnie, udawałam, że nic nie dostrzegam… A tak naprawdę szybko zorientowałam się, że gówniarz nie może oderwać swych dłoni od miejsca, gdzie ma namiocik w spodniach. Ależ szybko ten Lubomir się ekscytuje! No cóż… wszak to domena młodych chłopców. A przecież chyba, w znaczącym stopniu to moja wina… nieco go sprowokowałam, a to pomysł udawanej randki… a to niedomknięte drzwi sypialni… Ciekawe na co teraz liczy? Hmm… zapewne na to, że zaraz zdejmę koszulkę…
Cóż… zatem trzeba ją zdjąć. Zaraz Lubek ponownie ujrzy moje nagie cycki! Zobaczy jak są obfite, jak ukształtowane…
Dlaczego mnie to tak podnieca?!
Następnie przystąpiłam do mycia zębów. Niczym do rytuału… wszak przed pójściem na randkę, zawsze długo szczotkuję zęby.
W lustrze dostrzegłam, że Lubomir gapi się, jak urzeczony, tym bardziej, że szorowałam zęby niezwykle energicznie, aż w rytm mych ruchów szczoteczką… podskakiwały piersi. Obnażone piersi!
Lustro ma tę właściwość, że posiada pewne załamania. Dzięki temu, Lubek dostrzegł w nim dwa biusty… zaś obserwując mnie od tyłu, na żywo… tym sposobem, miał przed sobą trzy pary piersi! Do tego, cycków kolebiących się całkiem żwawo!
A może, gdy obserwował froterowanie uzębienia, gdy widział jak szczoteczka znikała w mych ustach, i w nich intensywnie buszowała, miał jakieś inne skojarzenia? Może wyobrażał sobie zupełnie inny instrument w mojej buzi? Tym bardziej, gdy dojrzał strumyczek pasty do zębów, ściekający po moich pokaźnych cycach…
Czy taki widok mógł nie wpłynąć na jego nieśmiałość? Poczułam rodzaj dumy, że dałam chłopcu szansę na wyleczenie się ze swych kompleksów.
Wreszcie, podglądający mnie z ukrycia Lubomir, mógł dostrzec me najbardziej skryte tajemnice… Gdy powoli zsuwałam majtki… Tak! Niewątpliwie ujrzał muszelkę!
Wówczas szybko zasiadłam w wannie i tu oddałam się bardzo intymnej kobiecej czynności… Było dla mnie jasne, że Lubek zobaczył to pierwszy raz w życiu… Goliłam łono tak starannie, jakby rzeczywiście powodem tego była spodziewana randka. Kątem oka widziałam rozdziawioną buzię młodziana, zdawało mi się, że słyszę jak głęboko i głośno oddycha. Cóż… niech wie, że lubię mieć zadbaną pisię… Tak bardzo podnieciło mnie to, że młodziak mi ją ogląda, że podgląda mnie zupełnie nagą… że nie mogłam się powstrzymać.
Gdy jedną ręką pielęgnowałam moją myszkę, drugą chwyciłam piersi i zaczęłam je pieścić, jakby to przepełniony chucią lubieżnik obłapiał je bezpardonowo i natarczywie obmacywał. Stałam się niezwykle rozpalona.
Mimo, iż byłam pewna, że na randce nie dojdzie do sytuacji, w której młodzieniec mógłby zobaczyć moją „broszkę”, to i tak wiedziałam, że z taką zadbaną, wycackaną piczką, będę się czuła na tej schadzce bardziej powabna…
Czułam się bardziej seksowna z wygoloną cipką. Nie mogłam powstrzymać się, by nie sięgnąć do niej paluszkami.
Zrazu pieśicłam się delikatnie i cichutko pojękiwałam. Moja mimika musiała zdradzać wszystko. Kątem oka widziałam Lubka, gapił się w moją stronę, jak urzeczony. Trzymając się za krocze!
Tym bardziej zmobilizowało to mnie do gwałtowniejszych ruchów. Wkrótce tarmosiłam moją pisoszkę porządnie. Coraz głośniej pojękując.
– Aaaaa… aaaaaa!
Jakbym nie zdawała sobie sprawy z bliskiej obecności młodziana. Albo jakbym doskonale zdawała sobie sprawę…
Szeptałam.
– Ooochhh… ochh… jak mi dobrze… ochhh… jak bosko!
Chłopiec niewątpliwie słyszał intensywny i rytmiczny plusk wody w wannie.
Autor: Historyczka
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!