Polecenie służbowe
Jako praktykant znałem swoje miejsce w barze, choć byłem już pełnoletni. Wiedziałem, kto jakie zajmuje stanowisko i jaka jest hierarchia pracowników.
Jednak od czasu spotkania z moim dziadkiem, szatniarzem luksusowego hotelu w Warszawie, przychodziłem do baru niechętnie. Zacząłem dostrzegać obskurność miejsca, w którym uczyłem się fachu. Kucharki, które do tej pory uważałem za urocze i miłe, stały się jakby przykurzone. Z zakamarków i cieni kuchni powychodziły szczegóły, których dotąd nie widziałem – brud, zdezelowane garnki, popękane i pożółkłe kafelki na ścianach, stare lastriko na podłodze z plamami rdzy i wżartego wysmażonego tłuszczu.
Oceny miałem wystawione. Czekałem na oficjalne wręczenie świadectwa, ale żeby je otrzymać, należało zdać egzamin zawodowy z gotowania.
Taki był wymóg formalny i aby go dopełnić, musiałem ustalić z kierowniczką Baru Szybkiej Obsługi termin i menu. Więc udałem się do niej, by omówić szczegóły.
Wszedłem do jej pokoju bez pukania. Minęło kilka sekund nim dotarło do mnie, że moja przełożona jest mocno zdenerwowana. Na mój widok wyciągnęła gwałtownie rękę spod biurka. Wydawało mi się, że zapomniała o naszym spotkaniu, o moim egzaminie zawodowym i ustaleniu, co ugotuję dla komisji. Otworzyła usta jakby chciała krzyknąć, ale coś ją powstrzymało. Wszystko działo się tak szybko. Mimo to widziałem na jej twarzy grę emocji. Pewnie miała ochotę krzyknąć, żebym się wynosił. Była rozzłoszczona, ale jednocześnie coś ją zawstydzało. I ta mieszanina uczuć sprawiła, że zaczęła się pocić. Patrzyła na mnie dziwnie.
Stałem przed nią ze wzrokiem wbitym w podłogę. Udawałem. Każdy ruch jej ust, policzków, dłoni, skóry na czole i rąk widziałem jakby w wyostrzony sposób.
Zdawało mi się, że kierowniczka widzi we mnie dorosłego mężczyznę, a nie ucznia i wypiera z siebie resztki wstydu, choć zapewne rozsądek podpowiadał jej, żeby natychmiast wygasić zarzewie narastającej przyjemności. Jej policzki rozpłomieniły się. Widziałem jak zmaga się ze sobą, jak się odwołuje do swojego poczucia przyzwoitości, tylko na trzeźwą ocenę sytuacji było za późno.
Namiętność wzięła górę. Poddała się narastającemu płomieniowi w ciele. Jakby wbrew sobie, nie mogąc zapanować nad ciałem, myślami i uczuciami, bezwiednie, zaskoczona własnym głosem i pomysłem, odezwała się rozkazująco.
– Właź pod biurko! Natychmiast! To jest polecenie służbowe. Zamknij drzwi na zasuwkę.
Zrobiło mi się gorąco. Zawstydziłem się. Pamiętałem jednak o egzaminie i o komisji, przed którą miałem zaprezentować swoje kulinarne umiejętności. Pomyślałem, że sytuacja, w której się znalazłem, zachowanie kierowniczki i jej polecenie służbowe, mogą korzystnie wpłynąć na wynik egzaminu.
Z trudem przesunął skobelek w zasuwce. Ręce mi się trzęsły. Zamierzałem zdjąć biały fartuch ochronny, ale uznałem, że zwłoka zdenerwuje kierowniczkę. Gorączkowo próbowałem sobie odpowiedzieć, dlaczego kobieta wydała mi tak dziwne polecenie, ale słowa stały się niepotrzebne. To był stan, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
Końcowy egzamin zawodowy, przyszłość, kariera przestały się liczyć. Czułem, że za chwilę nastąpi to, co od dawna widziałem w swoich w snach, co pobudzało mnie na widok koleżanek z klasy.
Idąc w kierunku biurka, starałem się nie patrzeć na gołe kolana szefowej baru. Unikałem też jej wzroku, choć czułem, że ona dziwnie wpatruje się we mnie. Skupiłem się na blacie mebla: na kubku, długopisach, talerzyku ze śledziami, butelce z oranżadą, segregatorze, linijce, dziurkaczu i spinaczach. Podszedłem blisko tak, że bliżej już się nie dało. Uklęknąłem i zanurzyłem się w cień mebla. Serce waliło mi jak młotem. Cieszyłem się, że kobieta na mnie nie patrzy, że jestem dla niej niewidoczny i że nie widzi mojego wstydu i zmieszania. Jakaś dziwna siła wciągała mnie dalej i głębiej, gdy zobaczyłem jej gołe uda. Gorące powietrze z czarnego centrum biło mi w twarz. Nie wiedziałem, co robić. Poczułem nieznany zapach w tej małej przestrzeni. Nagle kierowniczka chwyciła moją głowę. Jej kolana naparły na boki biurka. Rękami przyciągnęła moją twarz do swojego miejsca intymnego i krzyknęła:
– Liż! Liż, świntuchu!
Jej słowa wcale mnie nie obraziły. Przeciwnie. Poczułem się pewnie. Chciałem się jej jakoś odwdzięczyć. Nigdy tak się nie czułem. Podniecenie rozpuściło we mnie wszystko, co było smutkiem, niepewnością i strachem. Nieśmiało wypiąłem język i przeciągnąłem nim po czymś wilgotnym i szorstkim.
Puściła moją głowę i palcami obu rąk rozgarnęła włosy intymnego miejsca. Niewiele widziałem, ale poczułem aksamitną i śliską powierzchnię. Czubkiem języka natrafiłem na jej palec i usłyszałem jej kolejne, służbowe polecenie.
– Liż tam, gdzie trzymam palcem.
Naprowadziła mnie na mały wzgóreczek. Był równie przyjemny w dotyku, co pozostała część wnętrza pod włosami. Zauważyłem, że im szybciej i ze zmiennym naciskiem poruszam językiem, tym kierowniczka wpada w jakiś trans, który powodował, że przez skórę jej ud przebiegały dreszcze. Starałem się nadążać za ruchami jej bioder. Poczytałem sobie za honor, że ani na chwilę nie zgubię wzgóreczka i czubkiem języka będę go drażnił, wiedząc, że te dookolne pieszczoty i nagniatanie miejsca wskazanego palcem powodują, że kobieta szlocha z rozkoszy i radości. Nagle jej biodra wygięły się. Uniosły. Brzuchem uderzyła o brzeg biurka. Usłyszałem jak długopisy, podstawki, kubek, i różne rzeczy podskoczyły do góry, z brzękiem opadły i znieruchomiały. Również jej biodra spoczęły na tapicerowanym siedzisku krzesła i zastygły.
Autor: Cyprian G.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!