Nocne namiętności
Uwielbiali te leniwe niedziele, kiedy bywali na Adama, co samo określenie mogłoby się skojarzyć jednoznacznie. Byli w Adamowym stroju, co nie mija się z prawdą, ale drugie znaczenie było zgoła bardziej prozaiczne. Otóż „bywali na Adama” czyli przebywali na ulicy Mickiewicza, gdzie od ponad roku byli właścicielami malutkiej kawalerki, takiej tylko dla siebie.
Tylko dla siebie, bo mieszkając tam trochę na raty, często nocowali również w Jej rodzinnym domu, wybudowanym za czasów, gdy żył jeszcze Jej ukochany tato. Pomieszkiwali tam wraz z Jej synem i mamą, ale by mieć trochę więcej intymności, kupili świeżo wyremontowane malutkie mieszkanko w starej kamienicy. Było przytulne, schludne, z jasnymi ścianami, gdzie jedną z nich wykończono sztukaterią dzielącą ścianę na trzy części, trochę w stylu, jaki modny było na początku dwudziestego wieku w mieszczańskich kamienicach. W środkowej części sztukaterii było zamontowane wielkie lustro, co nadawało mieszkanku głębię i przez co wydawało się optycznie większe. To ono właśnie przykuło Ich uwagę, gdy po raz pierwszy pośrednik wpuścił ich do środka.
– Zobacz jakie fajne lustro! – Ona prawie krzyknęła, nie umiejąc się powstrzymać swoim zwyczajem przed spontanicznym okazywaniem radości.
On spojrzał najpierw na lustro, później wymownie na nią i przez chwilę patrzyli na siebie porozumiewawczo, po czym wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.
Pośrednik nieruchomości jak na rutyniarza przystało, choć chyba nie połapał się w czym rzecz, skrzętnie wykorzystał radość potencjalnych nabywców mówiąc z przylepionym profesjonalnym uśmiechem:
– Tak! To lustro jest świetnie umiejscowione w pokoju! Daje ono złudzenie dużo większego…
Parsknęli po raz drugi, agent uśmiechnął się niepewnie, a oni już byli pewni, że nie wie, o co chodzi.
– Z resztą proszę! Zapraszam do łazienki – tam jest drugie! – Dodał nieco zmieszany.
Oni złapali się za ręce jak para świeżo upieczonych małżonków i poszli w ślad za nim.
Teraz w pokoju pod tą ścianą z lustrem stała kanapa, która, gdy nocowali, albo w innych wypadkach była rozkładana i stanowiła ich łoże sypialne dość często używane w razie właśnie tak zwanych innych wypadków. Zdarzały się one nader często w dzień, lub weekendy. Oni byli wciąż zakochani i działali na siebie jak dwoje nienasyconych nastolatków, a przecież minęło już tyle lat, kiedy nimi byli. To wzajemne, wspólne odczuwanie czegoś, o czym już zapomnieli, wróciło teraz z niesamowita siłą, gdy nagle wpadając na siebie, ich zawiłe ścieżki życia niespodziewanie się skrzyżowały.
Teraz leżeli leniwie na tym łożu beztrosko przytuleni, a on wspominał szybką nocną akcję, gdy ona nie chciała wieczorem się kochać, zmęczona zabieganą sobotą.
Kiedy się nie kochali przed zaśnięciem, on zwykle pytał:
– Kochanie! Mogę cię obudzić w nocy?
Pytanie to zadał, gdy wyszła właśnie zupełnie naga z łazienki i poczuł na jej widok impuls, jakby ktoś włączył przełącznik z napisem „pożądanie”. Jej zgrabna sylwetka kusiła idealnymi kształtami długich zgrabnych nóg, pełnymi biodrami uwypuklającymi jej wąską kibić, a wszystko co wyżej dopełniało obraz postaci epatującej ogromem kobiecości i powabu. Widział jej ciemny kontur na tle aneksu z delikatnie tlącym się ciepłym światłem ledów spod kuchennych szafek, ale gdy się powoli zbliżała dostrzegł jej nieduże, acz kształtne piersi. Impuls wzrósł, bo o ile wielkość biustu nie miała dla niego znaczenia, o tyle kształty zakończeń obydwu wzgórków namiętności były dla niego kluczowe, stając się prawdziwymi małymi kluczykami do jego stacyjki pożądania. Sutki jej piersi były z reguły sterczące, a ich twardość wprost proporcjonalna do chęci bycia zniewoloną przez swojego mężczyznę. I właśnie, gdy się kładła przemknął ich obraz, który chyba zadziałał na Niego podprogowo, bo gdy tylko podeszła bliżej dotknął ich w przekonaniu, że niedługo znów staną na baczność, jakby miały za chwilę wystrzelić.
– Kochanie, po co pytasz! Wiesz, że możesz. Teraz jednak chyba chcę się tylko przytulić i spać. – Odpowiedziała z czułym westchnieniem.
Położyła się naga, przytulając się do niego, lekko wilgotna, pachnąca wonnościami, a jej ciepły pączuś otulił jego bok gdzieś na wysokości żeber. Jednocześnie swoim zwyczajem położyła mu głowę na owłosionym torsie, a jedną ręką delikatnie chwyciła gęsto rosnące tam włosy szepcząc:
– uwielbiam twojego micha!
Miała zwyczaj wtulać się w jego kłaczki, dziwiąc się, jak kobiety mogą lubić gładkie ciało mężczyzny i kazać golić torsy swoim facetom.
Gdyby był nastolatkiem, pewnie by się wkurzył, że mu odmawia. Tym bardziej, że byli tu sami na Adama. On wiedział jednak, że warto poczekać. Dotąd zawsze było warto. Ich nocne akcje były tak niespodziewane, że zdarzały się nawet, gdy sypiali u niej w domu, a syn siedząc po nocach przy kompie mógł być nieoczekiwanym świadkiem czegoś, czego raczej nie chciałby zobaczyć. Jako szesnastolatek był wprawdzie w pełni świadom tego, co się odbywa w sypialniach nie tylko małżeńskich, tym bardziej, że wychowywali go na otwartego i tolerancyjnego młodzieńcem, ale czego oczy nie widzą, tego nadal nie można sobie tak łatwo wyobrazić. A oni pod tym względem byli na tyle nieokrzesani, że nigdy nie było wiadomo czy kolejna noc nie przyniesie następnej dla nich niespodzianki. I bywało czasami ekscytująco, acz jednocześnie niewygodnie i lekko stresująco, gdyż nocując u Niej w salonie On zawsze zastanawiał się dlaczego w owym pokoju nie zaprojektowano drzwi. Z wiadomych względów wiedział, że nigdy nie otrzyma na to konkretnej odpowiedzi, ale z całym szacunkiem dla Jej taty, nie mógł zrozumieć czemu on tak to zaprojektował…
Właściwie nigdy nie musiał jej nawet budzić. Gdy tylko skończył pracować, leżąc obok z otwartym laptopem, , gasił go i przystępował do dzieła. Przeważnie była do niego odwrócona tyłem, bo zasypiając nie chciała aby raziło ją światło laptopa. Już samo wyobrażenie tego, co za chwilę nastąpi powodowało u niego wzrost nie tylko podniecenia, ale wszystkiego tego, co za tym podnieceniem idzie, albo powiedzmy wyprost nie idzie, a… rośnie. Wystarczyło tylko, że dotknął jej gorącego, aksamitnego ciała, aby stanął – mówiąc wprost i w przenośni – za chwilę w pełnej gotowości. Ona nadal spała, ale jej pozycja z pupą wypiętą w jego stronę, nie zmuszała Go do Jej budzenia. Wiedział, że obudzi się i tak, więc przystąpił do akcji.
Był już odpowiednio nakręcony, bo Ona należała do tego kręgu kobiet, które oddając się bez reszty swojemu ukochanemu mężczyźnie, czuły się spełnione, nawet gdy nie osiągały szczytu rozkoszy i już świadomość tego, że jest mu oddana nie tylko ciałem ale i duszą nakręcała go jeszcze bardziej.
On jednak nie tak łatwo dawał za wygraną, bo dla Niego męskość była między innymi dążeniem, by jego kobieta osiągała owy szczyt jak najczęściej. Jednak wiedział, że w nocnym podejściu nie jest to możliwe. Znał już trochę zawiły sposób osiągania przez Nią euforii. Wiedział, że to nie takie proste.
Dotknąwszy jej krągłego pośladka za chwilę znalazł Szczelinkę Rozkoszy, która o dziwo było trochę wilgotna. Zwilżył jednak ją bardziej, wsuwając mokry palec, który obficie przed chwilą polizał. Jego już nabrzmiałe przyrodzenie też puściło olejki. Był to u niego objawem nie tylko dużego podniecenia, ale również efekt pewności, ze jego kobieta oddaje mu się z prawdziwym uczuciem. Doświadczał tego zawsze, nawet bez wyraźnego podniecenia, kiedy wystarczyło, ze Ona mówiła mu o swojej miłości i pełnym oddaniu. Jego olejki były olejkami Jego szczęścia i były zawsze obfite, gdy odbierał Jej gorące uczucia w swoim umyśle. Ona nadal spała, choć zaczęła poruszać nieznacznie biodrami, jakby podświadomość podpowiadała to, co za chwilę się może się stać.
Akcja musiała przyspieszyć, bo z tyłu głowy i dosłownie widział blask komputera Jej syna, który jak to często bywa u nastolatków popełniał grzech grywania po nocy. Ten stres jednak chyba też podniecał, bo czuł, że długo nie da rady. Wszedł w Jej przedsionek rozkoszy, jak zwykle delikatnie, ale stanowczo. Poczuła, bo wraz z głębokim westchnięciem chyba się obudziła. Złączeni w tej nie horyzontalnej pozycji, zaczęli poruszać się harmonijnie, a jego Nocny Zwiadowca już cały zdobyty przez jej Gorącą Intymność coraz mocniej ocierał się w Jej gorącym uścisku. Nie wiedział, jak Ona to robi, ale zawsze odczucia rozkoszy podczas ich zbliżenia były potęgowane Jej dopasowaniem się do Niego.
Miał wrażenie, że Jej mokra szczelinka ciasno przylega do jego męskości, co było tak zniewalająco przyjemne, że nie dawało rokowań na zbyt długie przedłużanie tego szaleńczego stanu napięcia.
Był już tak nakręcony, że czuł zbliżający się niechybnie finał. Nie chciał tego jeszcze, ale obydwoje wiedzieli, że muszą szybko skończyć, bo kto wie, czy za chwilę młodzieńcowi obok nie zachce się wyjść z pokoju. Były to może minuty, na pewno ich kilka, gdy On westchnął tylko:
– Już nie mogę dłużej…
– Dobrze kochanie, kończ… – odpowiedziała dość pospiesznie, wstrzymując łaknienie powietrza, którego domagało się Jej podniecenie.
On jeszcze wykonał kilka szybkich ruchów biodrami i w momencie gdy zagłębił się w nią do końca wystrzelił z całą siłą rozpierającej go ekstazy!
Ona tylko cichutko jęknęła. Zacisnęła powieki i usta, by nie wydać z siebie nawet pisku i poczuła ten moment, kiedy rozchodzące się ciepło Jego małych pielgrzymów rozkoszy gdzieś tam głęboko, zaczęło rozpływać się za sprawą Jej uczuć po wszystkich zakamarkach ciała i umysłu. Uwielbiała gdy Ją wypełniał swoim istnieniami niedokończonymi, jak o nich mawiał, unikając określeń w pełni dosłownych. Z resztą obydwoje zapatrzeni w siebie szukali magii w każdej nie tylko intymnej części swych ciał. Choć On finiszował zbyt szybko, to jednak dla Niej nawet takie pospieszne zbliżenie dawało rozkosz i satysfakcję. Była znów dosłownie wypełniona Nim! Miała wrażenie, że tam w środku Jego wilgoć i pozostawiony nektar, którego zawsze pragnęła, jest pełnią fizycznego połączenia, co wraz z głębokim uczuciem jakim Go darzyła było całkowitym spełnieniem tego, czego oczekiwała od swego mężczyzny – kochanka. Sen przyszedł nie wiadomo kiedy…
To wspomnienie jednak było jakże inne od tego co działo się ostatniej nocy.
Teraz leżąc nad ranem, choć właściwie już było prawie południe, przytulił ją mocniej całując czule w czoło, lekko już podniecony wrócił myślami do nocnych igraszek sprzed zaledwie kilku godzin, bo chyba było już dobrze po czwartej, gdy zasnęli…
Dla odmiany, tym razem będąc tu na Adama mogli pozwolić sobie na dużo więcej, zważywszy, że ograniczali ich tylko sąsiedzi za ścianą, na których i tak przeważnie nie zwracali uwagi. Zamknął laptopa. Obrócił się delikatnie, by przypadkiem Jej nagle nie obudzić. Powoli, jakby z namaszczeniem ściągnął z Niej kołdrę. Znów leżała tyłem, pachnąca, gorąca, z gładkim aksamitem skóry, która na plecach wyróżniała się konstelacją większych i mniejszych planet – pieprzyków. Popatrzył na nie, szukając może układu gwiazd, które sprawiły, że odnaleźli się w tym wszechświecie zagubionych dusz. Popłynął dłonią po konturze ramienia, zjeżdżając wzdłuż boku Jej ciała, dotarłszy do doliny pasa – niziny, za którą gwałtownie wznosił się wzgórek biodra, z którego rozciągał się widok na piękną, uwypukloną pozycją na boku pupą!
Jej krągłość przedzielona jaskinią spełnienia, działała na niego zawsze pobudzająco! Płynął dłonią po jej owalu, powoli do Celu, który gdzieś tam w osi dolinki Jej pupy, pozostawał nadal ciemny, tajemniczy. Powoli zjechał dłonią niżej, natykając się niechybnie na ów Cel, który zaskoczył go swoją wilgotną miękkością. Muskając wzdłuż niego delikatnie palem, zbliżył usta do Jej szyi wyczuwając prawie smakiem feromony delikatności. Całował wolno, a wilgotna szorstkość Jego języka sprawiła, że po chwili poczuł odruch bezwarunkowy, który jeszcze przez sen dyrygował już Jej wybujałą wyobraźnią. Nagle odwróciła się do niego, szukając spragnionych pocałunku ust, które za chwilę złączyły się złaknione siebie, jak ryby wyjęte na powierzchnię szukające choć małej rozpuszczonej w resztkach wody porcji tlenu. Jednocześnie dłonią pieścił Jej mokrą już szczelinkę, pocierając co chwila czuły punkt, którego tajemnicę znał już od dawna, bo reakcja na jego muskanie zawsze była podobna. Jej gwałtowny oddech, obudzony z letargu, wzmógł w nim poczucie samczej męskości.
Wszedł głębiej palcem w szczelinę, a Ona nie będąc mu dłużna, zdecydowanie złapała dłonią za Jego twardą już Wielką Obietnicę Spełnienia. Pieścili się tak, coraz gwałtowniej, nie czując czasu, będąc we własnej przestrzeni ich wspólnej wyobraźni, muskając się i na przemian kąsając ustami trochę chaotycznie, bo coraz bardziej rozpaleni obopólnym podnieceniem ciał i dusz.
– Jesteś moją nałożnicą? – Zapytał twardo, rozpoczynając wizję.
– Jestem twoją dziwką! – Wiedział, że ona lubi takie fantazje, ale nie spodziewał się aż tak dosadnej odpowiedzi, która doprowadziła go prawie do erotycznej furii! – Chcę byś mnie teraz pieprzył od tyłu jak sukę!
– Dobrze! Odwróć się Moja Kurewko! Wystaw swoją cipkę!. Mój kutas już czeka!
Odwróciła się do niego, a on klepną jej pośladek otwartą dłonią, po którym tylko pisnęła, bo nie wiadomo, czy klaps był za mocny, czy tylko Ją to tak zaskoczyło. Może nawet trochę zabolało, bo po chwili na pupie pojawiło się lekki rumień.
W miedzy czasie jego Jaśnie Wielkość Twardość naparła z pełną stanowczością, rozwierając Jej szczelinę na tyle mocno, że pochłonęła go bez reszty. Nie trwało to jednak długo, bo za chwilę już prawie mokry wysunął się, by zaraz rozpocząć mechaniczne ruchy posuwisto – zwrotne, które rozbujały ich ciała, niczym żywą maszynę do wywoływania ekstazy! Jechali tak przez czas dla nich nieskończony, bo nie chcieli go skończyć. Jego Rezolutny Bohater Nocy, napierał wsuwając się w jej Sprężystą Gąbeczkę, która jak zwykle zdążyła się już idealnie dopasować do rozmiarów swego pana. Tylko prędkość ruchów była co jakiś czas zmienna. Ona już tylko jęczała, jakby pogodzona z losem, z wypiętą pupą, ale wiedziała, ze to nie koniec, a On dysząc, myślał już o kolejnej scenie ich wspólnego Teatru Sztuki Kochania.
Ale to Ona rozdała nowe role! Usunęła się nagle z kierunku działania i zmieniona nie do poznania z niewinną minką poprosiła:
– A teraz chcę byś się ze mnie kochał… Tak normalnie, z przodu… – Powiedziała to delikatnie, kładąc się jednocześnie na plecach.
– Tak moja księżniczko! Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem! – On przyjął rolę bez szemrania, jakby poddając się całkowicie woli nowego reżysera.
Rozłożyła trochę jakby zawstydzona zgięte nogi, wystawiając mokre, ciepłe gniazdko, które oczekuje już na swojego jedynego lokatora – Ptaka Zbawcę.
– Daj mi ją! Muszę posmakować, tak się stęskniłem! – Nim się spostrzegła już jego szorstkość języka, napierała na Jej Wielką Rafę Koralową Namiętności, wywołując kolejne przedbiegi euforii. Nie trwało to jednak długo, bo On pragnął jak najszlachetniej wypełnić swoja powinność. Wszedł w Nią tym razem powoli i delikatnie, bo Ona tak chciała, łapiąc Go za pośladki jak policjant kierujący prędkość ruchu na skrzyżowaniu.
– Powoli – powiedziała, podnosząc lekko głowę by widzieć, jak Jego twardziel wchodzi majestatycznie w jej dziurkę, wypełniając swoją usłużną rolę.
– O Boże jak go czuję! – Szepnęła na głos, a On wiedział, że dla niej sam widok tego, w co wbijała teraz wzrok był tak ekscytujący, że długo nie wytrzymując chwyciła tym razem mocno za jego pupę i wsuwając sobie całego rumaka, czuła jak jego nabrzmiały łepek rozwiera coraz mocniej jej otchłań. Jednocześnie przytuliła całe Jego ciało do siebie, czując ciężar i siłę. Wiedziała już że to preludium finału. Powoli nadziewała się Nim trzymając go za pośladki i przywierając szczelnie do Jego całego ciała. To był warunek konieczny. On dobrze o tym wiedział, więc tylko potulnie poddawał się Jej ruchom. Jęczała coraz głośniej, a on już był pewien, że zbliża się nieuniknione, co go jeszcze bardziej napędzało. Jechali przez kilka niewymiernych chwil na tej karuzeli, która powoli, acz coraz szybciej robiła ostatnie okrążenie!
W pewnym momencie Ona zaczęła krzyczeć. Najpierw niezbyt głośno, by po chwili być już słyszaną przez sąsiadów, lecz On zapobiegawczo zasłonił jej usta. I stało się! Krzyknęła tłumionym głosem, a On równocześnie wystrzelił wszystko to, co tylko dla niej przygotował. Wiła się i bezsilnie ściskała tylko Jego pośladki, poddając się euforii ciała i duszy, albo istoty połączenia jednego z drugim. Znów czas się jakby zatrzymał…
Obrazy z wczorajszej nocy, które go naszły nie pozostały bez echa, albo raczej bez wpływu na jego stan, który dał o sobie znać, gdy poczuł, że znów wariuje. Ona przytulona do niego od razu to spostrzegła.
– A co to? – Zapytała zalotnie – Niesforny Rumak znów chce się zerwać ze smyczy? – bezpardonowo złapała go za męskość i zaczęła masować jak zawodowa kurtyzana.
– Kochanie, co robisz? Musimy jechać do mamy zaraz na obiad. Przecież po obiedzie jedziecie w trójkę do Wawy. Syn by Ci nie wybaczył gdybyście się spóźnili na to spotkanie w sprawie zakupu węża… – Śmiał się z tego, ale też podziwiał nietypowe hobby jej syna, gdzie pająki, modliszka i kameleon to dopiero preludium, tego co mogło ich w przyszłości zaskoczyć, gdy będą nocować w jej rodzinnym domu, a przypadkiem któryś z nich wymknie się z terrarium.
– Ja już mam swojego węża i… nawet… urósł. – Nagle jej głowa znalazła się pod kołdrą, a on poczuł jak Jej gorące usta otuliły Jego nabrzmiewającą twardość, trzymaną przez palce z koralikami czerwonych paznokci, które zobaczył gdy odciągnął kołdrę.
– Co robisz? – Zapytał, a potem tylko głęboko westchnął, zamykając oczy jakby wstrzyknął sobie przed chwilą porcję heroiny.
– Wypełniam swoją powinność, abyś Ty wypełnił mnie – wypowiadała słowa w przerwach, gdy Jej usta nie były pełne zapału.
– Ok. To mogę to zrobić szybko… jeśli mamy… być na czas… na obiad! – raczej wydyszał te słowa niż wypowiedział.
– Oczywiście!… Przecież… też… jestem… głodna!
– No widzę, masz… bardzo duże… łaknienie!
– To nie gadaj, tylko bierz się do roboty.
Skończyła swoją robótkę ręczną, gdzie dzierganie naprawdę było efektowne. Teraz szybko dosiadła swojego dzieła i już pędziła cwałem, bo też nie lubiła się spóźniać.
On tylko łapał coraz szybciej powietrze i obserwował Jej jędrne ciało nad sobą, nie mogąc oderwać oczu od dwóch czerwonych poziomek, które sterczały, podskakując w rytm Jej całego ciała. Złapał za nie i lekko ścisnął. Ona lekko zasyczała i jeszcze przez jakąś nieokreśloną minutę ujeżdżała rumaka, gdy nagle wstała i bez ceregieli rzekła:
– Weź mnie od tyłu! – Klęknęła na łóżku, i wypięła pupę, przywierając jednocześnie głową do ciepłego prześcieradła.
– Choć moja suczko, zaraz cię zerznę i się zleję do środka.
– Tak! Czekam już! Zrób to!
Tym razem On Ją dosiadł jak rasowy ogier swoją klacz. Wchodził w nią całym swym twardzielem i wychodził ukazując na końcu jasnego kasztanka, którego średnica była większa niż korzenia.
– Jak ja lubię tego Twojego Grzyba, gdy pchasz go we mnie! – Dyszała.
Posuwał ją jeszcze jakiś czas, po czym znów spuścił się w sam środek Jej Wysokości Wilgotności!
– Uwielbiam jak mnie napełniasz – Krzyknęła i swoim zwyczajem pociągając go za sobą przywarła do niego znów na tych parę chwil ukojenia…
Tym razem leżeli krótko, bo rzeczywiście nie było czasu. Szybko się ubrali i jak dzieciaki pobiegli pędem do samochodu. Podróż zajęła około piętnastu minut. Gdy zajechali jej mama szykowała już obiad. Zdążyli.
Poszli do jej syna, pogadali trochę. Jak zwykle ona wydała dyspozycje w sprawie wyjazdu i sama ruszyła na strych do swojej garderoby. On wyciągnął laptopa, bo wiedział, że pakowanie to u kobiet wręcz misterium, a Jej podejście do tej czynności było tylko tego potwierdzeniem.
– Schodźcie na obiad – Mama swoim zwyczajem krzyczała z salonu na całe gardło, bo od zawsze w jej rodzinie było głośno. O dziwo wszyscy szybko zeszli do salonu, gdzie podano do stołu. Ona miała dziwny wzrok i patrzyła na niego maślanymi oczami. Oczywiście nie uszło to jego uwadze, ale na szczęście tylko jego. Obiad minął na typowo rodzinnej pogawędce i dyskusji: co należy zabrać na te parę dni. Gdy zjedli, on znów wrócił do pisania na laptopie, a ona dała nura do garderoby. Wiedział, że to potrwa, więc się zdziwił, gdy po dziesięciu minutach zeszła na dół i przytuliła się do niego.
– Kochanie ja już tęsknię. Nie chce mi się jechać samej bez Ciebie. – szeptała, aby syn w pokoju obok nie słyszał.
– Też mi smutno, ale tak ustaliliśmy. – Odpowiedział głośno, a Ona położyła mu palec na usta
– No wiem, ale… Coś mi się stało… Znów ciebie chcę. Chcę Ciebie zabrać w sobie.
– Kochanie, bardzo mi to schlebia, ale jak chcesz to tu zrobić… Mama, Twój syn… Poza tym wiesz… Nie jestem już dwudziestolatkiem, chyba nie dam rady…
– No dobrze… – na chwilę zamilkła, ale on już wiedział, że nie da tak łatwo za wygraną. Jak czegoś chciała, to z reguły to dostawała. Jakby na potwierdzenie jego myśli usłyszał:
– chodź na górę!
– No co ty, przecież wszystko będzie słychać, bo niema drzwi między piętrami. – Zawahał się, ale Ona już ciągnęła go za rękę. Przemknęli niezauważeni przez syna, a ona tylko krzyknęła:
– Mamusiu idę na strych, do garderoby, pakować się dalej.
Garderoba była tylko w jednej części mieszkalnego strychu, ale tak usadowiona, że jeśli ktoś wchodził po schodach, to było widać kto w niej przebywa. Schody były kręte i dość trudne do pokonania, o czym On niejednokrotnie się przekonywał, gdy tachał tam czasami swój sprzęt do nagrywania.
Wtedy zawsze przychodziła myśl, jak Jej szanowny tato mógł zaprojektować takie karkołomne wejście na strych, gdzie onegdaj normalnie był pokój mieszkalny. Przez głowę przelatywało mu, jak mają to zrobić na samym widoku. Za chwilę się jednak okazało się, że za wieszakami jest jeszcze mała skrytka. Tam Go zaciągnęła i dopadła. Szybko rozpięła mu spodnie i złapała ptaka dłonią wpychając go sobie w usta. Okazało się, że sama myśl, że go prawie gwałci tak Go nakręciła, że był już w pełnej gotowości!
Ssała go jednak jeszcze przez chwilę, a On trzęsąc się z podniecenia i ze strachu, że zostaną nakryci złapał Ją tylko za głowię nie wiedząc co dalej. Po chwili się jednak ogarnął podciągnął Ją do góry, rozpiął Jej jeansy, obrócił i gwałtownie wszedł w mokrą jeszcze od poprzedniego razu Jej Kobiecość. Posuwał szybko, bo wiedział, że nie mają dużo czasu. Cała ta sytuacja była tak absurdalna, że strach przed nakryciem powinien Go sparaliżować. Jednak było odwrotnie! Jej pragnienie, aby Ją jeszcze raz wypełnił swoja Drużyną Szybkobiegaczy, tak go podnieciło, że mogło wszystko zakończyć się sukcesem, gdyby nagle nie usłyszeli zbliżającego się głos mamy, która zaczęła wchodzić na schody!
– Córcia, podasz mi walizkę? – Weszła na kilka stopni, stanęła i nie widząc nikogo zapytała:
– A gdzie ty jesteś?
Najpierw panika, a później konsternacja przerwała ich szaloną zabawę. Stanęli jak słupy soli złączeni z Jego Ptakiem w Jej wypiętej pupie nie wiedząc co dalej.
– Mamo jestem w skrytce za wieszakiem, bo szukam sukienki. Zaraz schodzę, nie wchodź niepotrzebnie, wiesz… te schody… trochę niebezpieczne… zabiorę twoją walizkę. – starała się mówić normalnym głosem, co w tej sytuacji nie było łatwe.
Starsza Pani chwilę stała na schodach niepewna co zrobić dalej, gdy usłyszała:
– No nie wchodź proszę, zaraz zejdę – Ona mówiła to prawie zdesperowana, bo wiedziała, że mama myśli, ze jest tam sama. Starsza Pani stała jeszcze przez chwilę niezdecydowana, czy ma wejść, czy poczekać, aż córka zniesie jej walizkę. Trwało to sekundy, ale dla Nich pewnie dużo, dużo dłużej. A starsza Pani, nie wiedzieć czemu, nagle uśmiechnęła się do siebie mówiąc:
– No dobrze, to idę robić kanapki na drogę.
Stali przy odpalonym już aucie, w którym syn i Jej mama usadowieni czekali aż Oni się pożegnają.
– Kochanie teraz mogę spokojnie jechać. Jestem wypełniona Tobą po brzegi. Wystarczy mi na te kilka dni… Nigdy nie robiliśmy tego na strychu i patrz! Jednak się udało! – spojrzała na niego czule i jednocześnie frywolnie.
– jedź spokojnie… Będę zbierał siły… Jednak Twój tata chyba wiedział co robi, projektując te schody tak, aby było trudno na nie wejść. – Uśmiechnął się szelmowsko i po chwili całując ją w usta przytulił na pożegnanie.
31 stycznia 2021
Autor: Ben Wik
Najlepsze opowiadanie jakie czytałam.
Tak, mimo ze niektore sformulowanie przesadne i egzaltowane, niby w staromodnym stylu, albo wzorowane na czyms, to trzeba przyznac ze masz talent…