Huk przedwczesnego wystrzału petardy przypominał o zbliżającym się Sylwestrze.
Stary rok mija, a ja niczyja… – myślała Marta, wyjmując sukienki z przedwojennej, dębowej szafy.
Z obawą wybierała się na bal sylwestrowy. Najchętniej w ogóle by nie poszła, ale samotny wieczór wydawał się jeszcze gorszą alternatywą. Od kiedy wróciła z Warszawy do rodzinnej wioski, intensywniej doskwierała jej samotność. Trzydziestka na karku na zapadłej prowincji nie była powodem do optymizmu. Trudno o odpowiedniego faceta – albo zajęci, albo zapici starzy kawalerowie. Tym bardziej żałowała przerwania dobrze rokującej kariery na Uniwersytecie Warszawskim. Niestety, z powodu choroby, mama wymagała opieki.
***
Od zawsze była pełna sprzeczności. Z jednej strony wprost ubóstwiała kusić, wręcz rozpalać mężczyzn i to tak niby nieświadomie, z drugiej, niesłychanie podniecało ją opieranie się, protestowanie podczas zalotów. Często fantazjowała o tym, że jest brana przemocą…
Pociągali ją chłopcy sporo młodsi, szczególnie nieśmiali. Jasne, że kuszenie ich dawało więcej frajdy, bo wystarczyło pokazać ramiączko stanika czy rąbek halki, a oni już dostawali białej gorączki, ale z drugiej strony, jak taki wstydliwy gówniarz porwie się na zdobywanie eleganckiej damy przemocą?
***
Partnera zorganizowali jej znajomi. Wiedziała, że jest sporo młodszy, co już samo w sobie kręciło. Zastanawiała się jaki on może być? Co sobą reprezentuje? No i jak będzie się z nim bawić się na balu?
Mariusz, student pierwszego roku historii, okazał się chorobliwie nieśmiały, zwłaszcza w relacjach z dziewczynami. Czerwienił się, jąkał, tracił język w gębie. Dlatego nie chodził na imprezy czy dyskoteki. Oczywiste wydawało się, że jest prawiczkiem.
Do wybrania się na Sylwestra przekonał go jedyny przyjaciel, no i fakt, że zorganizowano mu dziewczynę. Traktował to jako wyjątkową okazję, sam przecież w życiu żadnej laski by nie zaprosił.
Zwłaszcza, że okazała się nią Marta – atrakcyjna nauczycielka historii. Sam pasjonował się tą dziedziną. Jeszcze w liceum wygrał olimpiadę historyczną na poziomie ogólnokrajowym, a od tego czasu znacznie się rozwinął.
Mimo wszystko nastawiał się na kolejną porażkę towarzyską – na pewno zapomni języka w gębie, speszy się, zaczerwieni i na bank zaliczy serię potknięć i gaf. To norma.
Na bal wpadł spóźniony, zziajany, z zaparowanymi okularami. Dostrzegł kobietę siedzącą samotnie za stołem, nieopodal choinki. Wiele atrakcyjnych i eleganckich dziewczyn zwróciło jego uwagę, ale ta wydała mu się… zjawiskowa. Prawdziwa dama! Włosy blond, nieco kręcone, szykownie ułożone, delikatne okulary z czarnymi oprawkami, makijaż niewyzywający, lecz dość wyraźny. Duże, może nawet nieco za duże usta, pomalowane fioletową szminką, rozchyliły się w szerokim uśmiechu, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
Co za bogini! – pomyślał – jaka szkoda, że absolutnie poza moim zasięgiem. Fantastycznie, że choć spędzę z nią Sylwka. Co za nieprawdopodobny fart!
– Mam na imię Marta. Cieszę się, że pan jednak dotarł, bo już obawiałam się, że spędzę bal samotnie. – Uśmiechała się, wyciągając do chłopca rękę i roztaczając woń markowych perfum, przebijających się stanowczo przez żywiczny zapach drzewka.
– Mariusz… Nno… Samochód mi nie odpalił…
Chłopak ucieszył się, że akurat podano żurek, bo można było jeść i nie kombinować, co powiedzieć. Spod oka obserwował Martę. Jak z gracją, powoli, unosi łyżkę do buzi. Jak rozchyla pełne, wilgotne, starannie pomalowane usta.
Ech! Co to za wargi! Gdyby tak można je było całować… Chciała by dusza do raju… ale nie dla psa kiełbasa…
Wypadałoby jakoś kobietę zagadać, jednak Mariusz miał pustkę w głowie.
Może by ją zapytać o to jak się jej pracuje w szkole?
Niestety, bał się otworzyć ust. Czuł niewidzialną barierę, nie pozwalającą wydusić choćby słowa.
***
Marta przypatrywała się studentowi z zaciekawieniem. Samoistnie nasuwało się skojarzenie z typowymi nerdami, bohaterami „Zemsty frajerów”. Młodzieniec niemożliwie wręcz chudy, ze staroświeckimi oprawkami okularów, niby udający pewnego siebie, lecz w gruncie rzeczy zdradzający chorobliwą nieśmiałość.
To ekscytowało. Chłopak intrygował tym bardziej, że od koleżanki wiedziała, iż jest prymusem na uczelni i wcale nie zawdzięcza tego kuciu a inteligencji i oczytaniu.
W obecnej sytuacji, erudycja i pasja do niczego się studentowi nie przydawała… Marta obserwowała męki młokosa, zgadywała, że chciałby coś z siebie wydusić, lecz wstydzi się sakramencko.
– Słyszałam, że jest pan najwyżej ocenianym studentem na roku.
Kobieta uśmiechała się szeroko, kręcąc w placach kosmyk włosów i zakładając go za uchem. Wiedziała jak silnie działa na mężczyzn prawienie im komplementów.
– Nno tak… jestem dopiero na pierwszym roku…
Boże! Jakże ona jest ponętna!
Mariusz łypał spod oka, pochylając twarz nad, drażniącym nozdrza bigosem, umożliwiającym odwrócenie uwagi od jego tremy.
Marta zaintrygowana zdolnym acz nieporadnym studentem, odczuwała olbrzymią potrzebę kuszenia, kokietowania.
Ciekawe co ten gówniarz sobie o mnie myśli?
Znała wiele sztuczek związanych z zabawą włosami, więc bawiła się nimi robiąc jakby koński ogon, a potem go rozpuszczając. Wiedziała, jak kusi mężczyzn. Podobnie działa ukazywanie zazwyczaj nieeksponowanych miejsc, na przykład nadgarstka. Do tego posłużyła się dużą, złotą bransoletką, którą bawiła się, kręcąc wokół nadgarstka.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak potężnie działa na młodego studenta. Był wszak w wieku, w którym hormony buzują.
A działało na niego dosłownie wszystko, nawet jej wypielęgnowane dłonie, długie, starannie pomalowane na fioletowo paznokcie – w kolorze dopasowanym do szminki. Zachwycał się też biżuterią, poza bransoletką, miała oryginalny naszyjnik i wyjątkowo długie, wielkie kolczyki. Jego popędliwy i sprośny umysł już podpowiadał pytanie: jak te błyskotki by podskakiwały, gdyby ich właścicielka była chędożona? – Aż zarumienił się na samą myśl.
Marta, dostrzegając podziw i podniecenie młodzieńca, szła za ciosem. Obdarzyła go długim, przeciągłym spojrzeniem zza rzęs.
– Panie Mariuszu, wiem od koleżanki, że w liceum wygrał pan olimpiadę historyczną, a teraz opublikował artykuły w piśmie naukowym i zebrał lepsze recenzje od doktorantów!
Młokos był wniebowzięty. Tak wyjątkowo piękna kobieta, nie dość, że w ogóle z nim rozmawia, to jeszcze chwali. Patrząc głęboko w oczy i uśmiechając się.
Gdy Marta wypowiadała komplement, przekrzywiała głowę na bok, jakby chciała pokazać swoją szyję. Wiedziała że w świecie przyrody ten gest, to okazanie uległości.
Jednocześnie oczom chłopaka ukazało się ramiączko biustonosza. Nawet tak niewinny widok powodował u chłopaka przyspieszone bicie serca.
Ciekawe jaki ma stanik? Może koronkowy? Chyba zwariowałbym, gdybym ją zobaczył, jej piersi w samym staniku z eleganckiej koronki!
Mariusz musiał coś odpowiedzieć, choć nadal zjadała go trema.
– No publikowałem… Chciałem dać odpór tym niewydarzonym naukowcom…
– I podobno wywiązała się całkiem interesująca polemika młodego studenta z autorytetami historii najnowszej.
Założyła nogę na nogę, starając się skrzyżować uda możliwie najwyżej. Poprawiła suknię, układając ją starannie. Chłopiec przełknął ślinę. Wyjątkowo działała na niego kreacja kobiety: czarna, długa, bardzo obcisła. Do tego, gdy zakładała nogę na nogę, dostrzegł, że z boku ma wysokie rozcięcie.
Marta powoli gładziła materiał sukienki, jakby chciała powiedzieć: zobacz, jak bardzo potrzebuję dotyku. Mariusz, mimo nad wyraz ubogiego doświadczenia w kontaktach z kobietami, był niezwykle podatny na takie gesty.
Jego głos drżał.
– No bo ja naprawdę interesuję się strategią, militariami… historią wojskowości…
– Podziwiam mężczyzn, którzy mają tak stanowcze zdanie! Wiem też, że towarzystwo regionalne zdecydowało już o wydaniu pańskiej pracy o kampanii wrześniowej na naszym terenie! Gratuluję! Wysoko cenię takich ludzi sukcesu jak pan!
Uśmiechając się, Marta pochyliła się w stronę rozmówcy. Młodzieniec ujrzał głęboki dekolt. Kuszący rowek między sporymi, jędrnymi półkulami. Tego było za wiele. Poczuł, że robi mu się ciasno w spodniach.
Boże! Jak ona mnie komplementuje! I jakież ona musi mieć wielkie i piękne „walory”! Ach, jak wiele bym dał, żeby zobaczyć ich kształt…
Nieco ośmielony postanowił zażartować.
– A wie pani, że ja znam jeden dowcip, w którym występuje historyczka? Jest tuż po roku 1945. Nauczycielka historii w ZSRR pyta dzieci, czy jakoś wspierały żołnierzy na froncie? Ja wysyłałam do nich kartki – chwali się Katia. A ja pomagałam opatrywać rannych! – licytuje Masza. –Zuchy! Wowa, a ty? –- A ja nosiłem im amunicję. Ojej! To jesteś prawdziwym bohaterem – ekscytuje się nauczycielka. – A czy tobie podziękowali? – Tak, powiedzieli mi: Sehr gut Wladimir.
***
– Panie Mariuszu… Wszyscy tańczą. Czy porwie mnie pan do tańca?
Chłopiec nie potrafił tańczyć. Próbował kiedyś z mamą na weselu kuzynki, jednak kompletnie nie wychodziło. Teraz też by się nie palił, ale oto pojawiała się okazja dotykania tak fascynującej kobiety.
– Ale mam do pana pewną prośbę… – Doskonale zdawała sobie sprawę, jak zachęcająco działa na mężczyzn, gdy kobieta ich o coś prosi. – Kupiłam nowe szpilki, chyba ze zbyt wysokim obcasem, i trochę niepewnie się w nich czuję. Czy wesprze mnie pan swym ramieniem, gdy będę traciła grunt pod nogami? – zażartowała. Dobrze widziała, że wysokie szpilki kuszą facetów, zwłaszcza gdy przez brak stabilności, czynią kobietę odrobinę bezradną.
– Oczywiście – krótko odparł zmieszany student.
Szedł za nią na parkiet, wpatrując się w pełne gracji ruchy kobiety, perfekcyjną sylwetkę – piękne wcięcie w talii, zgrabna pupa, choć może nieco duża. Jakże ona nią kręciła! Przez obcisły materiał próbował dostrzec zarys bielizny. Widać było, że ma stanik. A na tyłku? Chyba stringi!
Rzeczywiście, w wysokich szpilkach szła jakby nieco nieporadnie, jakby gotowa potknąć się i wpaść w jego ramiona… Ale to, co zniewoliło go najbardziej, wyłaniało się z wysokiego rozcięcia jej sukni – długie nogi.
Miała na nich… no właśnie? Rajstopy, czy pończochy? Czarne, z seksownym szwem z tyłu. Mógłby się wpatrywać godzinami…
Wreszcie znaleźli wolne miejsce. Marta uśmiechnęła się i spojrzeniem prosto w oczy dała znać, że jest gotowa do tańca. Chłopiec nie odważył się jej objąć, tańczył z nauczycielką, trzymając ją za ręce. Ale i tak było fantastycznie. Móc cały czas dotykać jej rąk, patrzeć na to jak się zmysłowo porusza, jak kołysze biodrami i uśmiecha się, patrząc prosto w oczy.
To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe! To się zaraz pewnie skończy jakąś straszną kompromitacją. Przecież ja nie umiem tańczyć!
Wtem rozbrzmiała piosenka Abby „Happy New Year”. Romantyczna muzyka, wolne tańce! Mariusz teraz już musiał objąć partnerkę. Skonsternowany położył rękę na jej talii. Wstydził się bliżej przyciągnąć Martę do siebie, ale ona sama przytuliła się do wątłego torsu. Chłonął oszałamiający zapach perfum i co chwilę próbował nieśmiało zerkać w dekolt. Teraz już wiedział, jak pokaźne rozmiary ma biust Marty. Czuł jak jej piersi przylegają do niego. Był wniebowzięty.
Mariusz z zazdrością patrzył na swoich kolegów brylujących na parkiecie, nie dość, że potrafią kręcić partnerkami w tańcu, to jeszcze kładą im ręce na pupy. Ależ byłoby kapitalnie, gdyby on tak umiał tańczyć. A do tego położyć dłoń na tyłku równie kuszącej kobiety…
A co by było, gdybym spróbował okręcić ją wokół siebie? Pewnie się nie uda… Ale co tam!
Marta z zaskoczeniem przyjęła próbę obrócenia przez nieporadnie tańczącego Mariusza, ale zrozumiała jego intencje i, mocno kołysząc biodrami, zakręciła się wokół swojej osi. Wyglądało to, jakby chciała zaprezentować chłopakowi wszelkie swoje walory. Chłopakowi oczy omal nie wypadły z orbit.
– Panie Mariuszu! Potrafi pan wspaniale poprowadzić kobietę! Podziwiam tak stanowczych i dominujących mężczyzn.
– Dziękuję… naprawdę? – wyjąkał z niedowierzaniem.
– Ależ oczywiście! W ramionach mężczyzny takiego, jak pan kobieta czuje się bezpiecznie.
Co za słowa. Ja chyba śnię! „Dominujący mężczyzna…”, „w ramionach takiego mężczyzny”, to się nie dzieje naprawdę! Kurczę! A jednak odwaga może się opłacać! A tak się bałem…
Wtem na tańczących posypało się konfetti. Prawdziwa chmura spadła na Martę. Student obserwował jak drobinki wpadają między jej piersi.
Boże, jak ja bym chciał być takim konfetti!
***
Po tańcu Mariusz wyszedł do toalety. Mijał znajomych chłopaków, już nieźle wstawionych.
– Gdzieś ty taką lalunię wyrwał? To ta historyczka z ogólniaka? Ale wystrojona! Jakby się sama prosiła! Kiecka aż krzyczy: weź mnie!
– Jakie ma wielkie zderzaki! Młody, weźmiesz ją w obroty? Ja to bym jej chętnie zakisił ogóra w nauczycielskiej pizdeczce!
– Panowie ja ją dopiero poznałem… – tłumaczył się cicho zawstydzony Mariusz.
Chłopcy zarechotali, doskonale znając ofermę.
– Przynajmniej wsadź jej rękę pod spódnicę!
Mariusz zawstydzony, wrócił do stolika.
– Widziałam, że rozmawiał pan z kolegami. Widziałam, że pokazywali palcem na mnie. Co mówili?
– Mówili… yyy… że… jest pani… yyy… bardzo atrakcyjna…
– Ojej! To bardzo mili są pańscy koledzy. W odróżnieniu do takiego pana, który przed chwilą mnie zaczepiał… był wulgarny, aż się zawstydziłam.
– A co powiedział?
– Powiedział, że by mnie… aż krępuję się powtórzyć… użył słowa wyobracał.
Marta celowo przytoczyła słowa, wiedząc, że chłopaka nie tylko onieśmielą, ale też podniecą.
Dokładnie tak się stało. Mariusz zdawał sobie sprawę, że prawdziwy mężczyzna powinien teraz pójść opieprzyć natarczywego chama. Na to był jednak zbyt bojaźliwy. Za to postanowił robić dobrą minę do złej gry.
– Niech on się tu tylko pojawi!
– Panie Mariuszu… jest pan taki… twardy… prawdziwy mężczyzna…
Kobieta celowo przez długi czas nie przechodziła z chłopakiem na ty. Chciała, żeby mówienie per pan, pani budowało dystans i podkreślało różnicę wieku.
Student, pragnąc nabrać odwagi, w szybkim tempie opróżniał kieliszki.
– Panie Mariuszu, a czy ma pan jakieś postanowienie noworoczne? O ile moje pytanie nie jest nietaktem… – Patrzyła mu prosto w oczy, łopocząc rzęsami.
Kurcze… przecież jej nie powiem, że moje wielkie marzenie, to przestać być prawiczkiem…
– No mam takie… ale ono się nie spełni… nie mogę go zdradzić… A pani jakie ma?
Spryciarz! Nie powiem mu, że najbardziej chciałabym zostać mamusią…
– Również mam intymne… i go nie zdradzę…
A niech mu pracuje wyobraźnia!
– Ale… umówmy się, że jestem dobrą wróżką i sprawię, że pańskie postanowienie, czy marzenie, spełni się!
– Bardzo pani miła… – No w sumie, to nawet nie musiałaby być wróżką, żeby je spełnić… – W takim razie, ja, ojej! Uprzedzamy czas i już zaczynamy życzenia noworoczne! Pani życzę także spełnienia tego intymnego pragnienia.
Wtem zespół, jakby na zamówienie Marty i Mariusza, zarządził kolejną zabawę.
Wszyscy goście mieli na serwetkach wypisać życzenia noworoczne. Mariusz czerwieniłl się, gdy coś gryzmolił, Marta uśmiechała. Ledwie napisali, a bez ostrzeżenia, człowiek z zespołu zabrał im serwetki, podobnie jak innym gościom. Młody historyk chciał protestować, lecz zbyt nieudolnie, żeby to mogło odnieść skutek.
Po chwili zaczęło się publiczne odczytywanie życzeń, pomijano jednak dane personalne. Często życzenia były zwyczajne, typu „chcę kupić nowe audi”, ale nagle uwagę wszystkich przykuły dwa, następujące po sobie życzenia: „chcę dzidziusia” i „przedmuchać nauczycielkę”.
Marta aż westchnęła i spojrzała wymownie na studenta. W duchu uradowała ją postępująca odwaga Mariusza. Szła za ciosem. Znów skrzyżowała nogi, jednak tym razem ułożyła suknię w sposób umożliwiający dostrzeżenie w rozcięciu zakończenia pończochy.
A więc ma je na sobie! Ale jazda! Ech, żebym miał tyle odwagi, żeby położyć rękę na jej kolanie!
Z zadowoleniem obserwowała, jak chłopiec ukradkiem starał się delektować wzrok koronką pończochy. Wiedziała, że takie doznania należy dawkować, więc szybko ją zakryła.
– Przepiękną ma pani suknię.
– Ojej, dziękuję za miły komplement! Wy faceci, to macie łatwiej. Ile ja się musiałam obiegać i naprzymierzać sukienek! – Marta była świadoma tego, że w ten sposób uruchamia wyobraźnię chłopaka, że ten wyobraża ją sobie w przymierzalniach, jak rozebrana do bielizny, przymierza sukienki. – A jak już ją kupiłam, musiałam jeszcze uganiać się za pończoszkami. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko. Wiedziała, że napomknięcie o pończochach wywoła oczekiwany efekt.
Mariuszowi już nieźle dymiło w czubie. Przez co był bardziej śmiały.
– No, taka ładna ta kiecka. – Wreszcie miał pretekst, żeby położyć rękę na kolanie, co spowodowało, że Marta aż zadrżała. Mariusz jakby badał materiał sukienki.
Na pewno odepchnie mi rękę. Ale trudno, raz kozie śmierć.
Ale Marta nie odpychała ręki.
– No i? Udało się kupić pończoszki?
– Owszem. Udało, choć nie było łatwo znaleźć takich, jakich sobie życzyłam. – Uśmiechnęła się.
No tak. Ona musi być wybredna. Pewnie szukała drogich… a może szczególnie seksownych?
– A jakich pani szukała? Zapewne wytwornych, godnych prawdziwej damy?
A więc mnie komplementuje! Rozkręca się! Pończochy to już bardzo erotyczny grunt!
– Panie Mariuszu! Dziękuję za niezwykle ujmujący komplement! Godny prawdziwego dżentelmena! Nazywa mnie pan damą… aż mi się robi cieplutko na serduszku… Zaś co do pończoch… szukałam włoskich… ze szwem….
No i przez ten szew są takie seksowne! Wygląda jak dama.
– Mają fantastyczną koronkę – odważył się.
– Ojej! – Kobieta mocno się skonfundowała. – Widać mi koronkę?! Och! Ta kiecka ma zbyt wysokie rozcięcie.
Rozmowa pobudziła Mariusza. Alkohol, podniecenie oraz fakt, że kobieta nie odpychała ręki z kolana niesamowicie go ośmieliły.
– A mi się ta koronka bardzo podoba.
– Proszę sobie ze mnie nie żartować! – Kobietę ta sytuacja peszyła, ale jednocześnie ekscytowała. Postanowiła grać jeszcze bardziej zawstydzoną. – Koronki pończoch nie są po to, żeby je eksponować.
– Ja tam bym mógł oglądać…
Marta wiedziała, że to alkohol dodaje studentowi odwagi, ale sama, też pod jego wpływem, chciała jeszcze wzmóc śmiałość chłopca.
– Panie Mariuszu, jest pan nad wyraz odważny… Ale nic z tego… – Poprawiła suknię, zakrywając koronkę. – Nie zamierzam panu darowywać takich widoków… Żeby zobaczyć moje pończochy, musiałby mi pan podciągnąć sukienkę do góry.
Doskonale wiedziała, że te słowa podziałają niczym płachta na byka. Ciekawiło ją, jak bardzo wzmoże jego odwagę.
Mariusz zaczął masować kolano a potem udo kobiety, jakby rzeczywiście miał zamiar podwinąć jej suknię. Na to się jednak nie odważył.
– Och, niech pan przestanie! Czy to zwiad wojskowy rozpoczyna rozpoznanie? – Uśmiechnęła się przy tym militarnym porównaniu. Udawała zawstydzoną, jednocześnie łopotała rzęsami, jakby mówiła: o tak, dobieraj się do mnie.
Tymczasem zespół zaordynował zabawę w pociąg. Nakazano ustawić się tak, aby partnerka była z przodu. Wszyscy położyli dłonie na ramionach poprzedzających ich „wagoników” i w rytm piosenki Rynkowskiego „Jedzie pociąg”, wężyk ruszył. Mariusz mógł się do woli napatrzeć na zgrabne ruchy pupy Marty. Wydawało mu się, że w rytm muzyki „pociągowej” kręci nią znacznie mocniej i seksowniej niż dotychczas. Wypina ją na potęgę. W spodniach studenta zrobił się namiocik.
Nagle prowadzący polecił, żeby dłonie przenieść z ramion na biodra. Mariusz posłusznie wykonał polecenie. Był wniebowzięty. Oto mógł bezkarnie ucapić piękną kobietę, trzymać ją mocno, delektować się jej ruchami. Przez materiał sukni wyczuwał pod palcami coś jakby sznureczek. A więc rzeczywiście ma na sobie stringi! Jego namiocik rósł jeszcze bardziej. Czasami zdarzało się, że wagoniki wpadały na siebie. Wtedy wypukłość w spodniach uderzała o tyłek nauczycielki. Kobieta czuła to doskonale.
Wtem prowadzący wydał kolejną dyspozycję. Przesłyszałem się – uznał Mariusz. Jednak nie! On rzeczywiście kazał złapać poprzedzający „wagonik” za piersi. Rozejrzał się nie dowierzając, tymczasem rzeczywiście, co poniektórzy mężczyźni kładli dłonie na biustach. Czy on ma być gorszy? Również ulokował ręce na piersiach Marty, choć zabrakło mu odwagi, żeby uchwycić mocno. Jedynie położył je na materiale sukienki, pod nim wyczuwał twardszy materiał miseczek stanika.
Cholera! Fajnie byłoby je porządnie chwycić. Wręcz ścisnąć! Ale nie wypada…
Pociąg wił się, raz zwalniał, potem znów przyspieszał. Przez to siłą rzeczy Mariusz coraz silniej łapał biust kobiety. Kolejne zakręty „torów” spowodowały, że ani się spostrzegł, a już trzymał go dość mocno.
Ależ on jest fantastyczny, jędrny, mimo, że taki duży! Jak ci chłopcy mówili? „Wielkie zderzaki.” To niewiarygodne, że ona nie protestuje!
Marta nie mogła zareagować, z powodu sytuacji w której się znajdowała. Czuła się bezradna. I bardzo, ale to bardzo ją ta świadomość podniecała. Uścisk też był bardzo przyjemny. Z minuty na minutę obserwowała przeistaczanie się partnera z nieśmiałej ofermy, w coraz odważniejszego młodziana, czego dowodem było owo krzepkie chwytanie za piersi.
Gdy wrócili do stolika, Marta z wyrzutem popatrzyła na chłopaka. Udając oburzenie, zaczęła gładzić materiał na biuście.
– Ależ mi pan wygniótł sukienkę. Działał pan tak aktywnie, że aż chyba mi się stanik zsunął. Wypada to tak łapać kobietę za piersi? I jeszcze tak mocno ściskać?
Mariusza podniecały słowa nauczycielki, zdanie: „chyba mi się stanik zsunął” podziałało na wyobraźnię. Było po nim widać, że jest wstawiony. Nalał kolejkę. A może wypijemy bruderszaft, mimo żem gówniarz, mogę zaproponować?
Marta nie odmówiła. Po stuknięciu się szkłem, Mariusz zabrał się do całowania, robił to straszliwie nieporadnie, ale za to zachłannie, jakby przyssał się do ust kobiety.
Uradowana kolejnym przejawem odwagi chłopca, czuła jakby jej usta były brane w posiadanie, zawłaszczane. Sprawiało jej to dużą przyjemność. Nie mniejszą niż stawianie mu oporu.
– Mariuszu, na pewno rozmazałeś mi szminkę! – udawała oburzenie.
Wyjęła z torebki lusterko i pomadkę. Zdawała sobie sprawę, jak kusząco działa na mężczyzn widok kobiety malującej usta szminką. Zwłaszcza, gdy robi dzióbek. Niemal wystawiając się do całusów, lub, o zgrozo, ustawiając usta do robienia nimi mężczyźnie dobrze.
Dokładnie tak samo to odbierał, nieźle już rozochocony, Mariusz. Bardzo powoli przesuwała szminkę po wargach, nigdy dotąd nie malowała ich aż tak starannie, drocząc się z biednym chłopcem, którego aż skręcało.
Wreszcie nie wytrzymał.
– Marto. Porywam cię w tany. Zobaczysz jak teraz cię wyobracam!
Z ukontentowaniem przyjęła i euforię Mariusza, i słowo „wyobracam”.
Tym razem odważniej przyciągnął ją do siebie. Dostrzegł jak chłopcy, z którymi wcześniej rozmawiał, dawali mu znaki, żeby złapał nauczycielkę za tyłek. Sama myśl niezwykle pobudzała. Na wykonanie ich sugestii jednak zabrakło odwagi.
Ciekawe, jakby zareagowała, gdyby poczuła moją rękę na pupie? – zastanawiał się mimo wszystko.
Postanowił powoli zjeżdżać w stronę pośladków Marty. Badał reakcje. Lecz ona nie reagowała. To dodawało skrzydeł. Wreszcie opuszki palców znalazły się na górnej części pośladków.
Kobieta bez trudu zorientowała się w zamiarach coraz bardziej ośmielającego się chłopaka. Nie chciała go w żaden sposób spłoszyć, więc nieustannie w tańcu kusicielsko się do niego uśmiechała.
Krok po kroczku i cała ręka znalazła się na pupie dziewczyny. Mariusz tryumfował. Wcześniej nigdy by się nie spodziewał, że zdobędzie się na taką odwagę. Jednak teraz Marta postanowiła zareagować. Nieustająco uśmiechając się przymilnie, zaprotestowała, odsuwając dłoń:
– Nie, nie, nie…
Mariusz wycofał rękę, lecz tylko po to, by natychmiast ponowić działanie. I znów, centymetr po centymetrze, zsuwał rękę na tyłek.
– Mariuszu, jesteś niepoprawny… typowy facet, zdobywca… znów twa armia przystąpiła do szturmu… – Marta czyniła wyrzuty, ale nie potrafiła ukryć tego, że jest bardzo zadowolona z postępów studenta.
Chłopiec kraśniał z zachwytu.
Potrzymałem ją sobie za tyłek! Nie tylko nie dała w gębę, ale jeszcze nazwała zdobywcą!
Zdopingowało go to do kolejnych działań ofensywnych. Podczas obracania kobiety w tańcu, jego dłoń za każdym razem przesuwała się po biuście. Z razu bardzo nieśmiało i delikatnie, z czasem nabierała wigoru. Na początku Marta nie reagowała, nieustannie uśmiechając się do partnera, gdy jednak dłoń poczynała sobie bardziej swawolnie, delikatnie chwytając ją za pierś, protestowała.
– Mariuszu… czy aby nie za bardzo dokazujesz? Najpierw trzymałeś mnie za tyłek, teraz łapiesz za biust… swoista ekspansja rozwydrzonych hord! Boję się myśleć co będzie dalej.
Sugestia była aż nadto czytelna.
Że niby złapię ją za psitkę? A to prowokatorka! Och! Ależ to by było… szkoda, że na to nigdy się nie odważę…
– A za co miałbym złapać? – zapytał prowokacyjnie.
Marta uśmiechnęła się, dumna z siebie, że jej akcja ośmielania pierdołowatego studenta nie traci impetu.
– Och… drzemie w tobie ewidentna natura zdobywcy… niczym konkwistadora! Więc sama nie wiem czego się obawiać… – zmrużyła oko.
A może już jesteś gotów zacząć dobierać się do mnie na poważnie? Ależ chętnie bym sobie poprotestowała, poopierała się zapędom takiego młodego intelektualisty.
Gdy schodzili z parkietu, nauczycielka wdrożyła swój kusicielski podstęp.
– Mariuszu, puściło mi oczko… i muszę zmienić pończochy, a kolejka do damskiej toalety jest koszmarnie długa. Obok szatni zauważyłam kantorek, więc tam bym poszła, ale nie chciałabym zostać podejrzana. Czy mogę mieć do ciebie prośbę, żebyś przypilnował wejścia?
Myśl o kobiecie zmieniającej pończochy i słowo „podejrzana” podziałały na Mariusza niczym płachta na byka.
W kantorku panował bałagan. Marta przysiadła na kozetce stojącej w rogu i, tonem głosu wskazującym na zawstydzenie, poprosiła.
– Mariuszu, odwróć się, proszę. Chyba nie chciałbyś patrzyć na kobietę zdejmującą pończochy?
Pewnie, że bym chciał! – pomyślał chłopak, ale nie miał tyle odwagi, żeby to wypowiedzieć.
Odwrócił się, kątem oka jednak bacznie śledził każdy ruch kobiety. Widział jak zdejmuje szpilki, potem jak podciąga sukienkę do góry, aż wreszcie jak zsuwa z nogi czarną pończochę zakończoną szeroką koronką. Był to dla niego niezwykle ekscytujący widok. Czerń nylonów doskonale kontrastował z bielą ud. Kobieta, świadoma faktu bycia podglądaną, celowo zsuwała pończochy powoli, drocząc się z rozgorączkowanym młodzieńcem.
Nie mniej podniecające okazało się również zakładanie nowych. Tym razem były to kabaretki, a więc z założenia bardziej seksowne niż wcześniejszy zestaw. Mariusz delektował się oglądaniem, jak kobieta bardzo starannie, wręcz z namaszczeniem, układa je na nogach, dbając żeby szew z tyłu ułożył się równo.
Podniecenie chłopca sięgało zenitu.
Marta też była szalenie podniecona. Zainteresowanie chłopaka mocno pobudzało.
– Mariuszu… nie wiem, czy równo założyłam pończochy, a to ważne, bo mają szew z tyłu. Możesz ocenić?
Marta odkręciła się do niego tyłem i podciągnęła suknię do połowy ud. Oczom rozpalonego studenta ukazały się długie nogi nauczycielki w nieopisanie ponętnych kabaretkach, zakończonych bardzo szeroką koronką w wymyślny kwiatowy wzór. Poza kusicielki była tak wyzywająca, że nie panował nad sobą. Znów poczuł jak ciasno robi się w spodniach.
Podchodząc do niej mówił drżącym głosem.
– Marto, podczas imprezy powiedziałaś, że musiałbym podciągnąć ci sukienkę do góry, żeby zobaczyć pończochy… A teraz sama podciągnęłaś… – Kobieta opuściła suknię, ale student już był przy niej. – Jesteś zjawiskowa… zniewalająca… Wybacz… nie wytrzymam… – Objął ją bez pytania.
Marta tryumfowała: a nie wierzyłam, że do tego go doprowadzę…
– Mariuszu… prawdziwy z ciebie zdobywca… nawet nie pytasz kobiety o zgodę…
– Tak na mnie działasz… – Oddychał głęboko. – Nie potrafię się powstrzymać…
Ustami skubnął delikatnie kobiecą szyję.
– Mariuszu… czy nie działasz nazbyt śmiało…? – Celowo ważyła słowa, żeby z jednej strony móc protestować, a z drugiej nie speszyć chłopaka.
A ten, uderzony zapachem kobiecego ciała, perfumami, poczynał sobie coraz odważniej. Błądził ustami po karku.
– Marto, co za zapach… jakie ty masz delikatne… aksamitne ciało…
O tak! Poznawaj je! – pomyślała.
– Mariuszu… tylko błagam… niech twe armie nie przekraczają granicy… – Delektowała się militarnym słownictwem, wiedząc, że to podziała na młodego historyka, fana wojskowości.
Nie odpychała go, ani nie odsuwała się, nie chcąc zrazić.
Rozdygotany chłopiec całował szyję.
– Marto… proszę… pozwól im chociaż dotrzeć do linii demarkacyjnej…
– Nie, nie, nie… mówię stanowcze stop agresorowi… – Uśmiechała się kusząco.
Chłopiec, śliniąc się i cmokając w skórę kobiety, przesuwał się z szyi stopniowo w stronę podbródka, by wreszcie dopaść jej ust. Tym razem przyssał się znacznie pożądliwiej niż podczas bruderszaftu.
– Cóż za srogi okupant mnie nawiedził… – Marta niby lamentującym głosem, nadal żartowała.
– Okupant tyleż srogi, co zachłanny! – Zsunął się z ust, ponownie w kierunku szyi i… coraz niżej. W stronę dekoltu.
– O Boże! Cóż za nienasycony najeźdźca! – Kobieta delikatnie odpychała Mariusza, ale nie na tyle, żeby przestał.
– Och! Co za wspaniały teren do łupienia! – Student całował dekolt namiętnie.
– Powstrzymaj zatem swe drapieżne zagony… – Coraz mocniej podniecały Martę porównania militarno-historyczne.
Chłopiec nic nie mówił, tylko delektował się całowaniem górnej części piersi i rowka między nimi. Cmokał raz w jedną, raz w drugą półkulę.
– Cóż za skarby! Aż się proszą żeby zostać zagrabione!
– Mariuszu… błagam…
Błagam o jeszcze – myślała w duchu. A powiedziała:
– Błagam… zaniechaj swych niecnych zamiarów…
Cichy głos kobiety dopingował młodego historyka. Jego usta już nie zadawalały się górą dekoltu, zjechały niżej, wodząc wzdłuż krawędzi materiału sukni.
– Co za bogactwa! Jaki wytworny materiał! Aż chce się go zsuwać…
– O nie Mariuszu… – Delektowała się jego imieniem, tak samo jak zwrotami historycznymi – Mariuszu… twe bezecne hordy nie mogą naruszać pewnych limes…
– Limes stanowczo ustanowiono po to, żeby dzicy barbarzyńcy je przekraczali!
I przekroczył granicę. Usta zsunęły materiał w dół i dotarły do koronki stanika.
– Mariuszu… nie… wkroczyłeś w strefę zakazaną… – szeptała.
– W strefę zdemilitaryzowaną… Boże! Jaka śliczna jest ta koroneczka! Tylko autentyczne damy zapewne noszą takie cudeńka…
Wargami ogarniał materiał biustonosza. Przesuwał po nim namiętnie, upajając się widokiem, zapachem, bliskością i intymnością kobiety.
Wzdychała głęboko. Czerpała olbrzymią przyjemność z „najechania” jej biustu, mimo, że przez materiał stanika, a większą, znacznie większą z coraz większej śmiałości młodzieńca.
– Mariuszu… najechałeś moje terytorium stanowczo za daleko…
– Daruj… Marto… Nie mogę się powstrzymać… te koronki…
Uznał, że rzeczywiście pozwolił sobie nazbyt wiele. Dlatego wycofał usta ze „strefy zakazanej”.
– Ach te koronki… – powtarzał. – Takie same masz tam. – Wtargnął pod suknię, przez jej wysokie rozcięcie, i chwycił za udo, dokładnie w miejscu, gdzie znajdowała się szeroka manszeta pończochy. Kwiatowe, dość wypukłe, wzory zdobiły tam koronkę.
Chwycił delikatnie, ale Marta i tak zadrżała.
– Mariuszu… jak możesz… wkładać kobiecie rękę pod sukienkę… twoje ordy zbójeckie przekroczyły wszelkie granice…
Student powoli gładził uda, jakby badając materiał koronki, jej szerokość, fakturę, cedząc:
– Ordy… przekroczyły… granice… Ale jeszcze zostało im nieco terytoriów do szabrowania…
Terytoria… do szabrowania… Piękne! – myślała historyczka.
Czuła jak dłoń zjeżdża z koronki i pnie się wyżej. Ogarnia nieosłonięte już niczym udo, poznając gładkość nagiej skóry.
– Ach… Mariuszu… te terytoria są już bezbronne… – To stwierdzenie jednocześnie miało na celu wykazanie protestu kobiety, jak i zachętę: bezbronne, czyli łatwe do złupienia.
Cel został osiągnięty. Mariusz delektował się zarówno przełamywaniem oporu nauczycielki, jak i swoim sukcesem.
Ośmielony, odważniej błądził po jej udach. Zrazu po zewnętrznej części, ale wkrótce także po wewnętrznej. Zaczął je pieścić.
Marta, aż zagryzała wargi. Jakże to było miłe! Zwłaszcza, gdy dłoń zbliżała się do majtek. Nie omieszkała oczywiście protestować.
– Nie, nie… Mariuszu… powstrzymaj swych okrutnych wojowników… – Wiedziała, że metafory historyczne działają jak przyzwolenie.
– O nie! Tej wojennej nawałnicy nic już nie powstrzyma! – Mówiąc to, położył dłoń na jej majtkach.
Nie była pewna, czy się na to zdobędzie, więc się bardzo ucieszyła. W takiej sytuacji już nie mogła bawić się w metafory, jeśli chciała zgrywać cnotkę.
– O Boże… Mariuszu… nie… – Odepchnęła jego rękę. Chłopiec pomyślał, że rzeczywiście przesadził, jednak za bardzo był podniecony, żeby przerywać ekspansję.
– Marto, wszędzie koronki… nawet tam je masz…
Kobieta poczuła dumę ze swej bielizny, zawsze wręcz ubóstwiała koronkową, seksowną.
– Ale najwięcej masz jej tu… – Schwycił ją w pół jedną ręką, a drugą zsunął suknię ze stanika. Miał przed sobą duży biust opięty delikatnym materiałem w pełnej krasie.
– Mariuszu… co robisz? Obnażyłeś mnie…
Była dumna z dużych i kształtnych piersi. Niech je podziwia! Wypinała biust niczym na pokazie. Studencik nie potrafił powstrzymać się, żeby się na niego nie rzucić. Objął go i jakby ważył przez materiał stanika.
– Proszę… nie…
Masował piersi delikatnie, nie mając odwagi zsunąć z nich materiału biustonosza.
– Boże! Jakież one są dorodne… przepyszne… brakuje mi słów, żeby oddać ich czar… zwariuję przez nie…
Historyczka była w siódmym niebie, widząc zachwyt chłopaka. Nie mogła się doczekać, kiedy zabierze się za nią ostrzej, ale jeszcze bardziej odczuwała potrzebę opierania się, protestowania.
– Mariuszu… tak nie można!
– Są oszałamiające… perfekcyjne – Obejmował je coraz mocniej, delikatnie ściskając.
Palce zaciskały się po bokach, po zewnętrznej stronie każdej z kul, łączył je ze sobą, sprawiając, że ciasny rowek powiększył się widowiskowo i nęcąco. Powoli zaczął ugniatać.
– Mariuszu… twe watahy znów plądrują niechroniony teren…
– Niechroniony? Ależ ta koronka osłania kosztowny skarb… Zatem… Mogę ją… odsłonić?
Pytanie smagnęło jak biczem. A więc chce zobaczyć jej nagie piersi! No to się ośmielił!
– Nie… proszę…
Nie mogła się doczekać, kiedy zsunie jej stanik. Udawała, że osłania biust dłońmi, ale stawiła tak słabą zaporę, że rozjuszony młokos skutecznie ją przełamał.
Chwycił za miseczki biustonosza i pociągnął je w dół. Jego oczom ukazały się dwie okazałe, rozkoszne kule.
Natychmiast rzucił się ustami, by utonąć w rowku między nimi. I ocierać się o nie… Całować z namaszczeniem.
– Mariuszu… nie… proszę…
Czubek języka przesuwał się po rowku, błądził od sutka do sutka, zostawiając za sobą cienką, wilgotną smużkę.
Czuła przyjemne mrowienie, pod wpływem delikatnego lizania, widząc jak podniecają go jej brodawki, jej sutki… Wzdychała przeciągle…
– Achhh… ach…. Mariuszu… ależ z ciebie zdobywca… ciemiężyciel…
– Jesteś boginią… Artemidą… boginią piękna… miłości… pożądania.
Zassał sutek, najpierw delikatnie, potem mocniej, tym razem kąsając lekko zębami.
Martę przeszywały dreszcze rozkoszy. Dodatkowo czuła spełnienie w tym, że rozbudziła nieśmiałego prawiczka do reszty. Teraz mogła protestować bez końca, a i tak wiedziała, że nie powstrzyma rozjuszonego junaka.
– Mariuszu… zaniechaj tak srogiego ciemiężenia moich piersi…
Gdy dostrzegła za nimi leżankę, celowo tak się nakierowała, że gdy chłopiec na nią napierał, przesuwała się w jej kierunku. Wreszcie udała, że straciła równowagę i jak długa runęła na nią na plecy. Mariusz bez wahania rzucił się na kobietę.
Marta upadając, rozłożyła szeroko nogi, dlatego student automatycznie znalazł się między nimi, co umożliwiło wysokie rozcięcie sukni.
– Mariuszu, co robisz? Proszę, zejdź ze mnie… – protestowała nauczycielka, mimo, że tak naprawdę ukontentował ją bieg wypadków.
– Mariuszu, jak możesz wykorzystywać przewagę silnego mężczyzny nad słabą kobietą?
Doskonale wiedziała, że takie słowa rozjuszą go jeszcze bardziej, szczególnie że wypowiedziane zostały cicho, tonem, który bardziej sugerował: weź mnie.
Do granic podniecało ją to, że czuła się bezsilna, że czuła na sobie ciężar młodego, rozpalonego mężczyzny. Nie mogła się doczekać, kiedy poczuje go w sobie. Dlatego tylko pozorowała, że się opiera, że odpycha go rękami.
To wszystko dopingowało studenta. Czuł się zdobywcą. Był w amoku. Chciał się napawać. Pożądanie, które wzbierało przez tyle godzin, teraz musiało znaleźć ujście.
Mężczyzna zsunął rękę w dół. Pragnął po raz pierwszy w życiu dotknąć kobietę w jej najbardziej intymnym i wrażliwym miejscu. Marta pozorowała, że odpycha rękę, ale nie było takiej siły, która mogłaby go zatrzymać. Przełamał opór. Przez materiał majtek czuł cipkę.
Zaprotestowała bardziej żywiołowo. W odpowiedzi Mariusz wsunął dłoń w jej majtki. Pierwszy raz w życiu dotykał tego intymnego miejsca, więc badał je zachłannie. Macał niemiłosiernie. Napawał się jękami kobiety. Wepchnął palec do wilgotnej pochwy.
– Ach, Mariuszu, jak ty mnie traktujesz… – Dziewczyna uwielbiała używać żałośliwego tonu. Czuła się wtedy taka bezbronna, wykorzystywana.
A Mariusz chciał traktować ją jak zdobycz, jak łup wojenny. Czuł się niczym zdobywca twierdzy po długotrwałym oblężeniu, „który nie mogąc się doczekać spodziewanej nagrody, łupi i grabi bez opamiętania.” I teraz chciał ją wziąć. Wejść w nią. Wbić się brutalnie.
Jego członek stał na baczność. Gotowy do spełnienia swego zadania. Mariusz szybko uwolnił go ze spodni. Podekscytowana Marta patrzyła z podziwem.
– O Boże! Mariuszu! Co za oręż, jaka groźna włócznia!
Również nie mogła się doczekać.
Najeźdźca był wniebowzięty, aż palił się do natarcia. Szybko nakierował na cel.
Gdy poczuła agresora ślizgającego się po kroczu, wszczęła lamentowanie.
–- O Boże! Cóż za potężny taran zaczyna szturm mych bezbronnych wrót…
Mariusz niewprawnie próbował ulokować penisa w pochwie kobiety. Niestety robił to nerwowo, ponadto Marta, pozorując opór, wierzgała nogami, więc mu nie wychodziło.
Był jednak potwornie zdeterminowany. Sapał.
– Nadaremny trud oblężonych… mego szturmu nic nie powstrzyma! –
Studenta historii podniecało to słownictwo nie mniej niż nauczycielkę.
Historyczka cały czas protestowała. Powtarzała w kółko:
– Nie… nie…
Ale przestała wierzgać. Bała się, że Mariusz się zdeprymuje swoim niepowodzeniem. Nawet, niby nieświadomie, szerzej rozłożyła nogi.
Wreszcie Mariusz dopiął swego. Czubek jego członka zanurzył się w szparce.
– Miejsce miecza jest w pochwie… – sapnął.
Teraz musi się udać! – dopingował sam siebie.
– Ojjj… – jęknęła Marta. – Wiedziała już, że zostanie zdobyta. Mogła sobie pozwolić na kolejne protesty. – Mariuszu… nie! Powstrzymaj okrutną inwazję…
Ale Mariusza już wołami by nie odciągnął. Z całą siłą, bez litości, wepchnął Marcie do końca. Był arcyszczęśliwy.
Zrobiłem to! Już nie jestem prawiczkiem! Jak on powiedział? Zakisiłem ogóra w nauczycielskiej pizdeczce!
Powoli wycofał się nieco, by wykonać kolejne pchnięcie. Marta zareagowała na to jękiem. Jęczała po każdym kolejnym sztychu, szepcząc:
– Nie, nie…
Ale nie opierała się. Mariusz był w siódmym niebie.
Kiedy jego członek uderzał mocno o dno pochwy, kobieta stękała głośniej.
– Mariuszu… ach… jesteś bezlitosny… – Wiedziała że takie słowa pobudzą męskie ego.
– Tak! Zdobyłem cię. Jesteś teraz moja!
– Tak… ach… jestem… ach… twoja… zdobyłeś mnie… wziąłeś w jasyr – jęcząc, potwierdzała podniecona Marta.
Jeszcze bardziej rozogniony chłopak przyspieszył cwał. W jego rytm pobrzdękiwała, żywo podskakując biżuteria: koczyki i naszyjnik. Młodzian zachwycał się, że jego fantazje stają się rzeczywistością.
– Mariuszu… ochh… twój taran, jest taki potężny… i brutalny… A moja świątynia jest tak ciasna…
– To… doskonale… złupię ją niemiłosiernie!
– Och… ja biedna… zniewolona… pohańbiona…
Ten dialog straszliwie podniecał Mariusza. Teraz całe swoje siły wkładał w to, żeby pchnięcia były takie, jakby chciał przebić dziewczynę na wylot. Kozetka zaczęła trzeszczeć.
– Mariuszu… ależ jesteś ekspansywny… czuję się niczym nabita na pal…
Kiedy chłopak przyspieszył i rozpoczął istną galopadę, raźno jej sekundowały kolczyki, omal nie urywając się.
Marta przestraszyła się, że wkrótce może dojść do wytrysku. W niej.
– Mariuszu, jesteś niezabezpieczony… uważaj, żeby nie skończyć we mnie… – kobieta bała się tego bardzo, ale jednocześnie, o dziwo, strach podniecał ją. I słowa wypowiadane do chłopaka.
Jego z kolei, pobudzała świadomość, że może spuścić się w cipce dojrzałej kobiety. W cipce nauczycielki
– Aaaa! Chcę tego! Chcę skończyć w tobie! W nauczycielskiej piczy!
– Nie… błagam! Mógłbyś zrobić mi dziecko!
To jeszcze bardziej go rozjuszało. On, nastoletni do tej chwili, nieśmiały prawiczek, mógłby zmajstrować brzuch dojrzałej kobiecie.
Trzymał Martę mocno, jak w żelaznych kleszczach. Wręcz grzmocił ile sił.
Tymczasem, za ścianą urwała się muzyka. Można było dosłyszeć gromkie odliczanie: dziesięć! dziewięć! osiem!
Mariusz dostosował się do tempa odliczania. Pchnięcia stały się wolne, ale głębokie. Marta odczuwała je intensywnie. Jej jęki przerodziły się w głośne krzyki.
– Achhh! Achhhh!
– Cztery! Trzy! Dwa!
Nagle rozległ się wystrzał, fajerwerki obwieściły odejście starego roku.
Autor: Historyczka
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!