Czy warto obejrzeć „50 twarzy Greya”?
Na ten film czekała większość ziemskiej populacji – walentynkowy hit, cudowny romans, dramat erotyczny, pełne wyuzdania sceny , budzące zachwyt ciało głównego bohatera …
Powodów, dla których widzowie zdecydowali się wybrać do kina jest wiele – być może Wy również zastanawiacie się nad seansem. Zanim jednak podejmiecie ostateczną decyzję – zastanówcie się dwa razy.
Dlaczego?
Przede wszystkim jeśli liczycie na kinowe arcydzieło – muszę Was rozczarować. Film w żadnym wypadku nie jest genialny – co więcej, plasuje się gdzieś między poziomem „średnim”, a „słabym”. Wybierając się na „50 twarzy Greya” wraz z partnerem liczyłam na porządną dawkę emocji – dostałam soft-porno, praktycznie bez fabuły. Od samego początku wiedziałam, że produkcja będzie przesycona seksem – jednak sporo scen tego rodzaju wyszło sztucznie, momentami tandetnie i płytko. Swoją drogą, jak na mój gust reżyserowi nie udało się także przedstawić skomplikowanej psychiki Christiana Grey’a – która została opisana w książce. Nic dziwnego, lektura często jest znacznie lepsza od ekranizacji – w tym przypadku również tak było.
Jeśli chodzi o plusy walentynkowego hitu (kino pękało w szwach!) – to na pewno jest nim bogate tło muzyczne oraz fakt, iż na moment możemy oderwać się od szarego życia i poznać coś nowego (BDSM wbrew pozorom wcale nie jest tak popularne). Być może większość par, jakie miały okazje obejrzeć film w Święto Zakochanych – tuż po seansie wskoczyła do łóżka i dzięki momentami mocnym scenom osiągnęła seksualne spełnienie. Jednak czy aby na pewno orgazm jest wystarczająco dobrą notą filmu erotycznego? Sami oceńcie…
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!